W dobie tegorocznego kryzysu wracają do mnie myśli, których dawno nie było. Jedną z nich są słowa. W towarzystwie herbaty z cytryną i świecy o zapachu, którego tak dawno nie czułam, wróciłam tu czytać i tęsknić za tamtą dziewczyną. Ostatnie tygodnie, o ile nie miesiące, zasiały masę wątpliwości, które zawładnęły zbyt dużą częścią codzienności sprawiając, że zaczęłam głośno mówić o tym, o czym kilka lat temu nie pisnęłabym nawet słowa. Być może słabości tak naprawdę są siłą. W pewnym momencie, pewnego niedzielnego wieczoru, przestałam udawać i zdjęłam z twarzy sztuczny, przyklejony do niej uśmiech. Łzy leciały po policzkach, oddech urwał się w zimnej przestrzeni, ukojenie nie przyszło. Niespokojne dłonie drżały zbyt długo, zagłuszane emocje potęgowały bóle głowy, niespełnione pragnienia i przeszywające wątpliwości odebrały resztki sił. Dziś jest lepiej. Trochę przemilczeń, trochę bycia z samą sobą, trochę oderwania... Może dobrze. A być może wcale. Jest... jakoś. Jakoś tęskno, jakoś smutno, jakoś zimno i niepewnie. Brakuje mi słów. Wylewania ich z siebie, by nie grzęzły i nie bodły. Nie wiem czy umiem tu być. Być może ostatnio w ogóle nie umiem. I może, tak jak lata temu, bycie tu sprawi, że jakiekolwiek inne bycie stanie się łatwiejsze. Ile razy mówiłam, że bez słów nie istnieję...
Serce mi drżało, kiedy tu wracałam. Bałam się, że zniknęła ta część mojej historii. I nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że jesteś. W tej prostej formie.
OdpowiedzUsuńMniej więcej w tym samym okresie dopadły mnie tęsknoty za słowem. Za pisaniem. Za wylewaniem siebie na papier.
Ja sięgnęłam, otworzyłam się, choć już inaczej. To jest w nas, ciągle jest.
Czeka na kolejne słowa...