Nie jestem święta. Mam swoje życie, i choć chciałabym, byś Ty na co dzień brał w nim udział - korzystam z niego w momencie, kiedy Ciebie nie ma. Dzisiaj stoję przed Tobą, trochę wyprana z przeszłości, jakbym nie chciała przed samą sobą się przyznać, że próbowałam zbudować ją z kimś innym. Próbowałam dać się kochać i przez chwilę nawet chciałam czuć, że byłabym w stanie odwzajemnić uczucie, które dusiło mnie każdego ranka i nie dawało mi spać w nocy. Bo nie mogłabym przecież być z nim, kiedy budząc się i zasypiając przed oczyma wciąż miałam Ciebie. Minęło dużo czasu, on nie zniknął. Zawsze dawał mi poczucie bycia ważną i docenianą, pomagał mi budować wiarę w siebie, którą traciłam przy każdym Twoim odrzuceniu niewypowiedzianej propozycji stworzenia ze mną trwałej jedności. Czekoladowooki.
Lubię rozmawiać. Czasami lubię powiedzieć coś o sobie, ale przede wszystkim lubię jednak słuchać. Lubię słuchać tego pana, z którym znajomość określiłabym znakiem zapytania. Bo dla mnie to przyjaźń, dla niego coś pomiędzy "przyjaźnią" a "nie powinienem". Postawiłam sprawę jasno, nie boję się rozmów, dopóki w grę nie wchodzą naprawdę ważne uczucia. Tu wchodzą, ale nie moje, więc sytuacja rysuje się zupełnie inaczej. Przestał już trzymać mnie za rękę, i dzwoni rzadziej niż dotychczas. Ale ja jestem lżejsza, bo szczera sama ze sobą i w stosunku do niego. Orzechowooki.
Wiesz, że te prawie dwa lata temu, kiedy go poznałam, nie mogłam na niego patrzeć, bo wydawał mi się największym gburem pod słońcem? Ten trzeci, który ostatnio zaczął być, nie bywać i jest chyba najszczerszym, co spotkało mnie od momentu powrotu do tego miasta. Ten, który chce, bym była dla niego, bo "jestem jego lekiem na zło tego świata". Lubię go, trochę. Choć mnie denerwuje. Choć wiem, że nie powinnam, bo poza tym, że jest moim kolegą, nawet niezbyt bliskim, to jest przede wszystkim byłym chłopakiem tej suki, którą kiedyś chciałam nazwać przyjaciółką, która mnie nazywa nią do dzisiaj, której ja udowodnię jeszcze, że mnie nie ma się za wroga, bo ona odważna jest tylko do momentu, kiedy ktoś się nie postawi. Po prostu M.
Nieważne, ilu by ich było. Ilu chciałoby być, dzwonić na dobranoc i pisać na dzień dobry. 1546. Dużo, prawda? Wiesz w ogóle, co to za liczba? Kosmicznie dużo dni wypełnionych tęsknotą od 8 marca 2008, kiedy wszystko tak naprawdę się zaczęło. Poświęciłam tej trójce kilka stron z pamiętnika. O tym Czekoladowym pisałam najwięcej, bo najczęściej był i znaczył dla mnie też najwięcej spośród nich. Ale to nigdy nie było tym, czym on chciałby, żeby było. A teraz go już nie ma. Nasze zdjęcie nie widnieje już na tapecie jego telefonu, a ja od dawna nie noszę przywieszki z pierwszą literką jego imienia, bo nie mam po co. Zaczyna nowe życie, a ja wierzę w to, że bez nadziei na związek ze mną będzie ono lepsze niż dotychczas, kiedy te nadzieje były. Orzechowy też powoli znika, choć ja chcę, żeby wracał, od czasu do czasu, bo ta dwójka dała mi cholernie dużo. I oni są jednością, choć Ty tego nigdy nie zrozumiesz, a ja nie chcę tłumaczyć Ci tego w tej chwili. Mamy dużo czasu, by wyjaśnić sobie wszystko. Od początku do końca. Tylko M. jest coraz więcej. Ale ta historia nigdy się nie zacznie, nie przekroczy progu spotykania się od czasu do czasu na dłuższą chwilę.
Przez te cztery lata wydarzyło się dużo. Zarówno w moim, jak i Twoim życiu. Przez pierwsze półtora roku mogliśmy nawet złączyć to w całość i powiedzieć nasze, choć takim nigdy nie było. Spieprzyliśmy. Oboje. Kilka szans na coś więcej. Na spełnienie czegoś, co mogło ziścić się wtedy, co się nie ziściło, co wciąż unosi się w powietrzu i wisi między moją a Twoją klatką piersiową, między którymi przestrzeń jest przecież znikoma. Tyle, że dzisiaj to wszystko dopiero się zaczyna. I nie zrezygnuję, choćbym miała umrzeć trzymając Cie za rękę i szepcząc błagam, a chodziłoby mi o to, żebyś już nigdy nie zostawiał mnie samej. Zielonooki. Odkąd pamiętam.
/ Nie lubię się tłumaczyć, ale z racji tego,
że coraz więcej z Was zadaje mi pytanie
dotyczące mojego niezdecydowania -
ten post, wyjaśniający wszystkie relacje,
o których tu piszę - jest potrzebny, żebyśmy
mogli się zrozumieć.
Ja myślałam, że ciągle piszesz o jednym, a teraz wspominasz o 3. Zamotałam się całkowicie.
OdpowiedzUsuńNo i właśnie ze względu na to, że wszyscy tu myślą o jednym, nie skróciłam tego postu do pierwszego akapitu...
UsuńCzterech, właściwie, to monolog do Zielonookiego, tego, który jest najdłużej, tego, który pojawia się najczęściej, za którym ja tęsknię, a On nie tęskni za mną. To ten "On" pisany wielką literą, zawsze.
A on M. tu jeszcze nic nie było. Bo to dopiero się zaczęło. Ale sądzę, że poświęcę temu kilka myśli, bo zaczyna się robić dziwnie.
czemu dziwnie ?
UsuńDużo go ostatnio.
Usuń"jestem Twoja" czyli czyja? dobrze wnioskuję, że żadnego z wymienionej trójki? zielonookiego?
OdpowiedzUsuńOch, Ty rozumiesz! :)
UsuńTak. To kolejny w historii istnienia mnie w sieci monolog skierowany właśnie do Niego.
opowiedz mi jak On teraz jest w Twoim życiu :) i jak czujesz, że On będzie.
UsuńOd kilku dni, właściwie, kręci się gdzieś obok. A ja lubię te momenty, kiedy jest w pobliżu, nawet wtedy, kiedy mam świadomość, że zniknie, a mam ją niemalże za każdym razem. Tyle, że od pewnego czasu (właściwie od naszej ostatniej prawdziwej, nieudanej rozmowy i wyznań kierowanych nie do mnie, czyli półtora roku) unikał mnie jak ognia i odwracał wzrok, kiedy przypadkowo widzieliśmy się na mieście. Teraz Go czuję obok siebie, a kiedy Jego tęczówki są wpatrzone w moje z ufnością i uczuciami, które zawsze chciałam tam widzieć, które widzieli kiedyś wszyscy poza mną... ja już nie chcę myśleć, że zniknie, wiesz? I chcę się postarać. Tak naprawdę.
Usuńwiem. piękne to. a skoro wrócił i wpatrza się, może już nie zniknie. życzę Ci (Wam) tego.
UsuńNie liczę tu na stałą obecność. Ale czuję się dobrze, dużo pewniej, kiedy jest w pobliżu. Taka... swoja.
Usuńodnaleziona, nie tylko przez niego. to dobrze.
Usuńodnaleziona, nie tylko przez niego. to dobrze.
UsuńPrzez samą siebie, przede wszystkim. A przez ostatnie dni zdecydowanie potrzebowałam tego "odnalezienia". Przyszło, chyba dzięki Niemu, też.
Usuńpomógł Ci samą obecnością czy czymś jeszcze? w ogóle jak to się stało, że się pojawił?
UsuńObecnością, jak zawsze. Wiesz, dziwnie to zabrzmi, ale ja czerpię siłę z samego faktu tego, że On jest w pobliżu. Pod warunkiem, że to nie jest spotkanie na mieście, gdzie odwraca wzrok. Teraz nie jest. Czuję Go przy sobie od kilku dni codziennie, choć nazwać Go "swoim" nie mogę. Nie wiem, jak Ci to wytłumaczyć, ale... po prostu w tych momentach uświadamiam sobie, że jest na świecie coś, na czym mi zależy, a ja muszę mieć cel, żeby się starać, żeby walczyć, o cokolwiek. A On wydaje mi się stałą, choć nigdy nią nie był. Czymś, co nie znika, choć zdarza mi się wątpić.
UsuńJak to się stało, że się pojawił? Banalnie, tak samo jak za pierwszym razem. Dzięki naszemu spólnemu znajomemu. Jego przyjacielowi. Czasem mam wrażenie, że on (znajomy) jest fundamentem relacji, które zaistniały między ludźmi, którymi się otacza.
doskonale rozumie, ani trochę to nie brzmi dziwnie. wiem, że mi sama obecność R. dawała wiele, dawałaby nadal, i nic nie boli tak bardzo, jak fakt, że nie mam go obok, niekoniecznie mojego, po prostu obok.
Usuńmożliwe, że fundamentem, ale wy go budujecie, bo gdyby nie wasze chęci, nic by nie powstało.
I właśnie o to tu chodzi. O tę obecność, niekoniecznie mojego, Twojego...
UsuńTu nie tylko kwestia "nas". On trzyma w rękach przyjaźń, która bez niego powoli się wykrusza. Jego obecność ją odbudowuje, zawsze.
Właśnie zielookiego mi tutaj zabrakło. Ale masz rację, teraz będziemy rozumieć się o wiele lepiej.
OdpowiedzUsuńChyba Go tu jeszcze gdzieś wcisnę w edicie.
UsuńMyślę, że to dobry pomysł.
UsuńTak czy siak, powinnam ten post napisać już dawno, zanim zaczęłam mieszać.
UsuńMoże i powinnaś może nie. Napisałaś teraz i wszystko się wyjaśniło :)
UsuńNo chyba tak ;)
UsuńA poza tym to powiem Ci, że najważniejsze że Ty to rozumiałaś i że pisanie sprawiało Ci radość, ulgę lub ukojenie. Nie ważne, że nikt nie rozumie.
UsuńJa czasami tak gadam - nikt nie wie o co chodzi a ja nawet nie zamierzam im wyjaśnić.
Tu nie chodzi o wyjaśnienia dla kogoś, ale dla mnie samej. Z resztą, to chyba sposób na uporządkowanie wszystkiego.
UsuńW pewnym sensie też masz rację.
UsuńCzasami wolałabym aby każdy wiedział o czym piszę ale moje wyjaśnienia okazują się jeszcze bardziej zagmatwane niż to co napisałam wcześniej.
Ja bym nie chciała. Ale ten totalny brak zrozumienia czegokolwiek i zarzucanie mi rzeczy, które w ogóle nie mają miejsca mnie denerwuje.
Usuńno to rozjaśniło mi się trochę w głowie, dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńTrochę? ;)
Usuńno dobra, więcej niż trochę. powoli zaczynam Cię rozumieć, Twoje posty i rozmyślania.
UsuńMoja psychika i tak nie jest nigdy do końca zrozumiała. Taki mój plus ;)
Usuńjak każdego chyba ^^
UsuńPoniekąd.
UsuńLudzie są i zawsze będą. Bardziej lub mniej ważni.
OdpowiedzUsuńNo, tak.
Usuń:)
UsuńOdniosłam wrażenie, że te relacje zaczynały się od przyjaźni. I wyciągnęłam wnioski takie, że to nie koniecznie dobrze.
OdpowiedzUsuńBo poniekąd tak było. Z Zielonookim nie.
UsuńOk. Ale po stracie miłości, przyjaźń też znika i to tak jakby podwójna strata...
UsuńWiesz... nie wiem, tego chyba nie powinno się uogólniać. Zaczęłam kiedyś przyjaźń po chęci stworzenia związku. Dziwnie było z początku, kiedy doszło do nas, że związku nie będzie, ale przyjaźń była naprawdę wyjątkowa. Może właśnie dlatego?
Usuńopowiedziałaś o sobie wyjątkową historię. to historia opowiedziana przez pryzmat otaczających Cię ludzi.
OdpowiedzUsuńA czy nie tak właśnie tworzą się nasze historie?
Usuńteż. ale ludzie otaczający nas często interpretują różne sprawy, opowiadają pewne historie diametralnie różnie od nas samych. mimo, że wszyscy w nich uczestniczymy.
UsuńTyle, że nie wszystkie te historie są niezgodne z prawdą. Są po prostu widziane innymi oczyma, przeżywane w inny sposób.
UsuńLudzie przychodzą i odchodzą, każda napotkana osoba czegoś nas uczy. Gdybyśmy mieli zdolność przemieszczania się w przeszłośc i usuwania z niej tych, naszym zdaniem, ‘niewłaściwych‘ osób, nasze życie, po prostu, zawaliloby się.
OdpowiedzUsuńAle teraźniejszość jest najważniejsza. Panom z przeszłości dziękujemy, teraz powinnaś skupić się na... Zielonookim. Bo to na Nim Ci zależy, prawda?
Tak w ogóle to zawsze twierdziłam, że zielone teczowki są najpiękniejsze :P
Ale ja nie chciałabym nic usuwać, wiesz? Pewnie, wpakowałam się w kilka relacji nie mających przyszłości, ale żadnej z nich nie żałuję, bo to doprowadziło mnie do momentu, w którym jestem dzisiaj. Ukształtowało mnie. A ja nie żałuję tego, kim jestem. Żadnej rzeczy, którą zrobiłam.
UsuńNie wpakowałabym ich do końca do pudła z napisem "przeszłość", ale masz rację, to chyba czas powiedzieć im "dziękuję". Bynajmniej dwóm pierwszym, bo trzeciemu nie mam za co ;P
Tak, na Zielonookim. Zawsze, odkąd pamiętam. I masz rację, że są piękne. Choć mnie osobiście czekoladowe też się podobały ;)
Wyjaśnienie wszystkiego jest dobrą myślą, choć z drugiej strony, niektórzy wolą interpretować niektóre rzeczy po swojemu :)
OdpowiedzUsuńI niech interpretują, ja przecież tego nie ucinam. Tylko chcę jasności, a nie pytań o "niezdecydowanie", którego tu nie ma.
UsuńTak prawdę powiedziawszy to nikomu nie musisz się tłumaczyć, Twoje życie ... kochana młoda jesteś, więc, żyj i ciesz się życiem :-)
OdpowiedzUsuńNie chcę się tu tłumaczyć i nie o to mi chodziło w tym poście. Chcę po prostu zbiorowo odpowiedzieć na pytanie dotyczącego mojego "niezdecydowania", którego tutaj w cale nie było, bo to trzy osoby, nie jedna.
UsuńMam strasznie mieszane uczucia. Lepiej nie napiszę co o tym myślę, bo wyjdę na zołzę.
OdpowiedzUsuńA jednak jestem ciekawa.
UsuńJak ktoś Cię nie chce, olewa to daj sobie siana. Nie warto "czekać na kogoś całe życie" bo to bez sensu, to znak, że nie znasz swojej wartości, brak ci szacunku do Ciebie i nie umiesz wykorzystać tego, co daje życie.
UsuńOczywiście to moja subiektywna teoria, każdy może mieć swoją i to akceptuję.
Nie nazwałabym walki o coś, na czym mi zależy brakiem szacunku do samej siebie. Poddanie się - owszem.
Usuń"Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym"
UsuńTyle, że ja nie chodzę za Nim i nie proszę się, nie płaszczę, nie podporządkowuję życia swoim pragnieniom, bo mam świadomość tego, że one są moje i pewnie się nie spełnią. Chciałabym. Ale nie zamierzam do końca życia czekać na coś, co nigdy się nie spełni. Nasz czas? Skończył się, dawno temu, choć wspominam go ja, i On też o nim doskonale pamięta. Czasem wraca, czasem bywa, wspomnienia są częścią naszego życia. A teraz chcę się tylko przekonać, dla samej siebie, dla wewnętrznego spokoju. Teraz ja chcę Go na chwilę, krótką i pełną tego, czego zawsze mi brakowało. Spełnienia. Żeby odejść, raz na zawsze. A On jest, dla mnie. Więc czemu miałabym odchodzić, rezygnując, właśnie w tej chwili, kiedy dostaję coś, czego chciałam?
UsuńNo ja inaczej zinterpretowałam słowa: "I nie zrezygnuję, choćbym miała umrzeć trzymając Cie za rękę i szepcząc błagam, a chodziłoby mi o to, żebyś już nigdy nie zostawiał mnie samej." Tak jakbyś właśnie miała czekać na niego do usranej śmierci (głupota).
UsuńA może jestem po prostu niezdolna do uczuć wyższych i pierdolę? Chuj wie.
Bo wczoraj czy przedwczoraj mogłabym to zrobić. Kiedy był obok, a mnie od niego dzieliła odległość zaledwie kilku(nastu, być może) cm. Ale kiedy odchodzi - nie czekam jak głupia. Nie mam na co.
UsuńA czytając posty mam wrażenie, że ciągle czekasz i marnujesz sobie zycie.
UsuńNie. To, że w moim życiu nie ma facetów, o których warto byłoby tu wspominać - chociaż, z drugiej strony, wspominałam o jednym całkiem niedawno - nie znaczy, że siedzę w domu całymi dniami, nie zrobiłam ołtarzyka.
UsuńMam wrażenie, jakbym czytała o sobie, mimo, że w moim życiu pojawiło się dwóch chłopaków, jednego poznałam po rozstaniu. Myślę, że nie musisz nikomu tłumaczyć się ze swoich relacji, to kwestia Twojego życia, mimo wszystko pięknie to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńNie muszę. Tyle, że denerwują mnie już te teksty o "niezdecydowaniu", bo jego nigdy nie było.
UsuńWolałabym jednego... pewnego. bo odnoszę wrażenie, że to jest kruche.
OdpowiedzUsuńBo jest, wiesz? Mimo wszystko...
UsuńI żaden nie jest pewny, chociaż wydaje się, że któryś jest...
Usuń"Pewny" to dziwne słowo. W życiu nie ma pewnych rzeczy...
Usuńsporo się wyjaśniło :)
OdpowiedzUsuńChyba czas najwyższy :)
UsuńAż przeszły mnie dreszcze. Kolejny raz kiedy czytałam Twoje teksty. Z kolejną literką czuje się żal... Bo rozpaczą bym tego chyba nie nazwała.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że Zielonooki będzie zajmował priorytetowe miejsce w Twoim życiu?
OdpowiedzUsuńZajmuje, od bardzo dawna. I właśnie o to mam zamiar się teraz... postarać.
UsuńMasz na tyle siły?
UsuńZobaczymy.
UsuńMoże już się przestanę gubić :)
OdpowiedzUsuńOby ;)
UsuńWiele mi się rozjaśniło, tym bardziej, że nie znam Cię od początku :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że chcesz tą Trójcę pozostawić w pamięci :) Myślę, że warto, bo każdy z nich wydał mi się wyjątkowy dla Ciebie.
A Zielonooki jest wart walki. Skoro tak wiele czujesz :)
Bo każdy jest wyjątkowym. Spotykam na swojej drodze bardzo wielu ludzi, każdy zostawia po sobie ślad, niektórzy bardzo wyraźny. Oni dali mi najwięcej. Poza M.
UsuńMyślę, że tak :)
Dobra, już teraz bardziej ogarniam sytuację!:) No nic, dziewczyno tylko działaś z Zielonookim.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, co przyniesie czas ;)
UsuńMasz prawo bycia niezdecydowaną i wybierania.
OdpowiedzUsuń1546. Dużo tego. Dużo myśli i uczuć.
Nowe życie?
Ładnie piszesz... to znaczy łączysz słowa w zdania wypowiedzi... życzę powoedzenia!
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Naprawdę.. Zupełnie przypadkowo trafiłam na te stronę.. i nie żałuję. Może i nie znam dokładnej historii, ale zauważyłam w jej zarysie kilka znajomych mi uczuć i ulotnych fal uczuć. I pierwszy raz od dłuższego czasu czytając czyjegoś bloga wzruszyłam się. I chyba mi pomogło ^^
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam.
Miło mi to słyszeć. Dziękuję :)
Usuńsłowo zielonooki spowodowało, że wróciło do mnie nie miłe wspomnienie..
OdpowiedzUsuńWybacz?
UsuńTeraz co nieco mi się w głowie rozjaśniło. :) Rozumiem, że ten najważniejszy to zielonooki. A teraz postanawiasz zacząć starać się w jego kierunku, tak?
OdpowiedzUsuńBądź blisko Zielonookiego. Trzymam kciuki za Was :)
OdpowiedzUsuń(Nie)dziękuję. :)
Usuńoo teraz prawie rozumiem. to życzę,żeby wyszło z zielonookim:) wierzę,że się uda:)
OdpowiedzUsuńZobaczymy, z czasem :)
Usuń