29 października 2012

O równouprawnieniu.

źródło: google.
Wracając ostatnio do domu natknęłam się na sąsiada. Wierzcie mi, że na wszelkie możliwe sposoby próbowałam uciec, ale gdzie się tylko zapędziłam tam on się odwracał, więc siłą rzeczy musiałam z nim "chwilę" porozmawiać... Sąsiad w wieku lat około siedemdziesięciu, jak to na zamkniętym osiedlu znający niemalże wszystkich. Nie trudno się więc domyślić, że tę pogawędkę zaczął od pytania "jak się czuje dziadek?". Idąc za radą Matki Rodzicielki, by nie wdawać się z sąsiadem w zawiłe dyskusje, odpowiedziałam tylko, że "najlepiej nie jest, ale jakoś się trzyma". Odpowiedź sąsiada jako tako usatysfakcjonowała, bo więcej pytań nie zadał, ale korzystając z okazji, że dziadek chory i większość czasu spędza z lekarzem, terapeutą, opiekunką czy w szpitalu (o czym sąsiad z nieznanych mi źródeł wiedział), zaczął opowiadać o sobie. Że chory, że służba zdrowia do dupy... Jakbym sama tego nie wiedziała... Aż wreszcie zauważył, że o chorobach z nim nie pogadam - zaczął opowiadać o wnuku. Jedynym jedynym, jakiego ma, więc nie trudno się domyślić, że jest to jego totalne oczko w głowie. A więc wnuczek studiuje prawo na UJ-ocie. Pogratulowałam oczywiście, bo wyczyn nie lada, po raz piąty czy trzydziesty, ale kto by tam liczył, to UJ w końcu, nie byle jaka uczelnia. Kontynuując rozmowę, której za cholerę nie chciał przerwać pytam go, z grzeczności rzecz jasna, bo - za przeproszeniem oczywiście - gówno mnie to obchodzi, jak sobie wnuczek na studiach radzi. Ten mi mówi, że ciężko, ale miasto ładne, ludzie mili, a Małgosia (córka sąsiada) to dumna jest z syna, że głowa mała. I tak dalej... Czasem mam wrażenie, że ten sąsiad i ta rodzinka cała w komplecie to jest trochę niespełna rozumu. Nie chcę być złośliwa, ale ten wnuczek, to mimo swoich lat dwudziestu-kilku wciąż na dziadka mówi "dziadzia", nie dziadek, a zajęcia dodatkowe, znajomych i ubrania do szkoły to zawsze wybierała mu "mamusia". Przez co w większości sytuacji wyglądał jak totalny idiota. Pamiętam trzy lata temu wesele, na którym mieliśmy (nie)szczęście się spotkać, na którym wnuczek miał spodnie od garnituru do kostek i marynarkę, które rękawy były za krótkie nawet, gdy ręce trzymał zwieszone wzdłuż ciała. No, nieważne, Małgosia dumna, bo synek na UJ-ocie prawo studiuje, francuskiego się uczy i kolegów znalazł. Brawo! Po dwudziestu latach życia u boku dziadzi i mamusi czas znaleźć kolegów! Dobra, Alien., spokój, nie wolno się śmiać z cudzego nieszczęścia. A i z resztą nie o dziadzi, wnusiu i mamusi miałaś pisać. Więc do rzeczy.
Po serii "co nowego u wnuczka" pyta mnie sąsiad o faceta i plany na przyszłość. A gówno Cię to obchodzi! - myślę sobie, zęby zagryzając i z wymuszonym uśmiechem mówię, że studia, a później się zobaczy. A sąsiad, roześmiany, jakbym właśnie dowcip powiedziała, mówi mi, że "później przyjdzie czas na faceta, urodzę mu dziecko i zapomnę, co chciałam w życiu robić". Niedoczekanie! - myślę, mówiąc na głos po chwili, żeby mi sąsiad głupot nie opowiadał i źle mi nie życzył, bo się jeszcze na nim odbije. Ale wiecie, on w to wierzy. Że kobieta zamiast studiów powinna mieć faceta (no, męża, rzecz jasna), dziecko i psa na dodatek, z którym nie kto inny tylko ona oczywiście na dwór będzie wychodzić, bo któż miałby to robić, jak nie ona. Ale na spacer z psem (krótki, rzecz jasna, żeby dziecko za długo samo nie siedziało) przyjdzie czas dopiero, jak w domu będzie uprane, posprzątane i jak obiad na męża-pracującego będzie czekał na stole. I masz babo placek, na co Ty się tyle uczysz... Wspomniałam Wam już, czym zajmuje się Małgosia? Otóż Małgosia studia skończyła, wyszła za mąż, wychowała (ustawiła?) dziecko, ale gotować to do dzisiaj nie umie, choć lat ma grubo ponad czterdzieści. Za mąż wyszła za "faceta", który - jak to moja Matka Rodzicielka mówi - palcem do dupy sam by nie trafił, gdyby mu Gosia nie pokazała. Ale facet po studiach, rzecz jasna, bo gdzie by Gosia za nieuka poszła. Tyle, że po Uniwersytecie Łódzkim, a nie Jagiellonce... 

I nad czym Ty się Alien. rozwodzisz, pytacie? Nad rolą kobiety i mężczyzny, odpowiadam. Bo Gosia jest przykładem, że jak człowiek (czyli kobieta) chce, to może. A syn jej jest... (tutaj uśmiecham się pod nosem, bo ciśnie mi się na usta słowo będące dość wulgarnym określeniem części ciała kobiety) maminsynkiem, oczywiście. Bo nie myślcie sobie, że wnuczek sąsiada sam sobie wybrał ten UJ. To Gosia wybrała. Co wnioskuję z tego, że - jak to sąsiad powiedział pamiętnego popołudnia - "jak Małgosia zobaczyła Wrocław to żałowała, że KAZAŁA Tomciowi iść na ten Jagielloński, bo ponoć Wrocław taki ładny. Ale później Kraków zobaczyła i zmieniła zdanie, bo ten wcale nie gorszy od Wrocławia. No i uczelnia lepsza, w Polsce najstarsza". Jakbym nie wiedziała... 
Dlaczego mimo tego, że żyjemy w XXI wieku, gdzie dostęp do mediów - pokazujących kobiety jako pracujące, wychowujące dzieci i radzące sobie nie lepiej niż mężczyźni (którzy, nota bene, pracują na jednym etacie i nie martwią się, czy będzie co dziecku do garnka włożyć i czy będzie miał kto to zrobić*) - wciąż istnieje w świecie przekonanie, że kobieta jest istotą, której podstawowym zadaniem jest siedzenie w domu i zajmowanie się nim? Nie mam na celu propagowania ruchów feministycznych i nie uważam, że facetów powinno się powybijać... Wręcz przeciwnie - bardzo lubię facetów, męskich facetów, którzy uważają się za głowę rodziny i chcą na nią zarabiać, zapewniać jej bezpieczeństwo, itd., ale - do cholery - pozwólmy żyć ludziom w taki sposób, jaki im samym najbardziej odpowiada. Jeśli marzeniem Panny X. jest mieć dziecko i czekać na faceta z obiadem - niech czeka. Jeśli ja siebie w takiej roli nie widzę, bo nie lubię gotować i uszczęśliwiać ludzi za wszelką cenę - to pozwólcie, że każdego ranka będę wychodzić do pracy, wracać z niej wieczorem i będę mieć gdzieś, czy mój nie-idealny Pan (jeszcze)Nieznajomy będzie miał co żreć. Dziękuję. :)

* giń, przepadnij, Alien., za propagowanie opinii, że mężczyźni nic nie robią, zwłaszcza w poście, gdzie mowa o równouprawnieniu! Oczywiście, kochani i niezastąpieni samcy alfa - nie wszyscy jesteście tacy, ale nie mowa tu o wyjątkach będących potwierdzeniem reguły. 

/ Pierwszy rozdział na Ready to feel.

60 komentarzy :

  1. Zatkało mnie...
    Alien..pierwszy raz zaczynam się bać Ciebie..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem tego samego zdania, bo ja również ani gotować ani jakoś w szczególności dzieci nie lubię.
    A faceta pierdoły, nawet po studiach to bym nie chciała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facet to ma być facet, do cholery ;D

      Usuń
    2. O właśnie. A nie synek mamusi. Nie zniosłabym takiego, za przeproszeniem wpierdalania się. Bo skoro mamusia ingeruje to we wszystko za pewne :D

      Mam kolegę, który ma 21 lat. Jest bardzo fajny, ale rodzice wybrali mu technikum, bo jak nie to wypierdalaj z domu. A on chciał do zawodówki, potem do pracy i zaocznie zrobić maturę. Nie chciał studiować też go do tego przymusili, co i tak im nie poszło bo właśnie edukację zakończył. Pracuje obecnie, ale gdy tylko wyjdzie z kumplami i nie wraca do pierwszej telefony się urywają, mowy nie ma o nie wróceniu na noc do domu. A jak wróci lekko podpity mama pakuje mu rzeczy i karze wypierdalać z domu.

      Usuń
  3. Nie no w tych czasach zeby mamusia wybierala studia synkowi czy ubrania to juz duza przesada jak to taki stary kon. Ja tam jestem zdania ze to juz u kazdego jest indywidulanie czy kobieta chce wychowywac dzieci i gotowac obiad mezowi czy spelniac sie zawodowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle to był jej wybór, a często chyba nie do końca jest.

      Usuń
  4. "bardzo lubię facetów, męskich facetów" :DD
    no niech każda kobita robi co lubi, nikt jej nie będzie narzucał czy ma robić dzieci czy karierę, a że dziadek (dziadzia, sory xd) pozostał trochę w tyle to tak już bywa ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co? xd
      Nie on jedyny, Lexi...

      Usuń
    2. Nic, też lubię niektórych męskich facetów xP
      A ja i tak lubię od czasu do czasu posłuchać takich ludzi z kosmosu. Ale tylko od czasu do czasu ;)

      Usuń
    3. No widzisz. ;P
      Właśnie. Od czasu do czasu.

      Usuń
  5. To też równouprawnienie w naszym cudownym kraju to bardziej formalne jest. Cóż, u nas wszystko takie tradycyjne i patiarchalne, że rzygać się chce. A jak się nie chce to można wszystko, ustawiać synka, mężusia, dziadzię.

    Nowa forma. Docenia, oglądam. Fajnie napisane. Czuć ten dziennikarski dryg, hihi.^^

    OdpowiedzUsuń
  6. w zasadzie się z Tobą zgadzam, ale jednocześnie zauważyłam, że - oprócz wyjątków, takich jak Twoi sąsiedzi - właśnie propaguje się model "kobiety sukcesu", pracującej. a ja właśnie wcale nie wiem, jak ze mną będzie, a na pewno mam ogromny szacunek dla kobiet, które zostały w domu. nie uważam, że coś straciły albo przegrały. wybrały życie, a może nawet zawód, pani domu i nie uważam, żeby były w czymś gorsze. mam wrażenie, że czasy są takie, że potrzebne jest zwracanie uwagi także, albo przede wszystkim, na to. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wszystko jest dobre, dopóki to jest w pełni ich wybór. A nie zawsze jest...

      Usuń
  7. Równouprawnienie ? A gdzie tam ! Dupa, kobieta ma siedzieć w domu, w dziurawych łachach i z talią jak u osy, gdzie jej mężulek siedzi na kanapie, pazurkami w dupie drapie, piwsko chleje i gruby jak hobbit o.o Osobiście sie z Tobą zgadzam, ale w sumie, ja nie wiem, czy męża będę miała, dlatego lepiej być kobietą sukcesu, prawda ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że najlepiej robić w życiu to, na czym naprawdę nam zależy.

      Usuń
  8. Każda rodzina jest inna i my założymy (lub nie - nasza wola) taką, jaką chcemy. Stereotypy do kosza!
    A takie wychowywanie dziecka jest jednak trochę chore...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś jedyną osobą, która się tu ze mną zgodziła...

      Usuń
    2. No cóż, każdy ma inne zdanie. Właśnie czytam trochę opinii, istną burzę wywołałaś :D

      Usuń
    3. No nie da się ukryć, owszem ;)

      Usuń
  9. Wszystko jest kwestią mentalności. Można być człowiekiem światłym i wyzwolonym, mieszkając w naszym pięknym, acz lekko zacofanym kraju, zarówno jak mieć zaściankowe poglądy, będąc mieszkańcem Londynu czy Nowego Jorku. Zgadzam się z Tobą w stu procentach i sama staram łamać utarte schematy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że prędzej czy później uda nam się wybić ponad ten schemat na tyle, że mężczyźni przestaną nas traktować jakbyśmy były gorsze.

      Usuń
  10. Nie chcę być okrutna, ale zaznaczyłaś ile ten dziadek ma lat, więc cóż... topokolenie już odchodzi, świat tworzymy teraz my. I to od nas zależy z jakimi poglądami się zgodzimy i jaką rolę przyjmiemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie upierajmy się wieku dziadka, bo to nie tylko jego pogląd. Nie tylko ludzi w jego wieku.

      Usuń
  11. Ja to bym w sumie nie chciała takiego równouprawnienia. Kobiety niby narzekają, a potem każą mężczyznom robić to, to i tamto, bo one się do tego nie nadają niby. Ee.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie masz rację. Jak przychodzi co do czego, że trzeba naprawić gniazdko, czy popsuje się pralka - kobiety sobie nie radzą...

      Usuń
  12. Mój kuzyn (23 lata) zawsze mówił i nadal mówi "dziadziuś" i nie uważam, że ta forma jest używana przez debili. Z tego co zrozumiałam, to forma "dziadzia" ma być używana do pewnego wieku, a potem to już ma być "dziadek"?

    Ja lubię starszych ludzi, oni mają taką lekkość w nawiązywaniu kontaktów, lubią z każdym porozmawiać. Jeśli Tobie nie było na rękę rozmawianie z tym staruszkiem, to mogłaś powiedzieć, że się spieszysz i tyle. Przecież on Cię nie zmuszał do rozmowy.

    Wcale się nie dziwię, że ten pan tak (przesadnie) wychwalał swojego wnuka. Po pierwsze ma go jednego, a po drugie, to zupełnie naturalne, że dziadkowie kochają swoich wnuków i ich chwalą.

    Jeśli chodzi o przewodni temat Twojego posta. Jaką funkcję chcesz pełnić w stadzie zwanym społeczeństwem, to tylko Twoja sprawa. Nikt nie ma prawa Ci nakazywać kim powinnaś być i co powinnaś robić. Jednakże z drugiej strony, kobiety mają takie funkcje, których mężczyzna nie jest w stanie spełnić i na odwrót. Ten starszy pan żył w innych czasach, więc trudno mu się dziwić, że wyznaje takie a nie inne zasady...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałam, że ta forma jest używana przez debili. Szacunek szacunkiem i dobre wychowanie swoje drogą, ale są pewne zachowania, które są "zarezerwowane" dla dzieci i w pewnym wieku należy się ich wyzbyć. "Dziadzia" - ok, niech sobie mówi jak chce w bezpośredniej rozmowie z nim, rodziną czy nawet znajomymi. Tyle, że on w tym wieku 20-kilku lat potrafi stać pod blokiem, krzyczeć "dziadzia" do okna, bo coś mu się stało. Po czym dziadzia zejdzie, i wnuczka pogłaszcze po głowie. (wierz mi, że naprawdę nie przesadzam) Trudno tego nie zauważyć.

      Kochać i chwalić - to budujące. Ale są granice, których również nie powinno się przekraczać. Człowiek "dorosły" powinien mieć wybór. A jego życiem wciąż steruje dziadek z matką, przez co "dorosłym" ciężko jest go nazwać. W towarzystwie matki niemalże nie prowadzi rozmów z równolatkami, a kiedy już wypada odpowiedzieć na zadane mu pytanie, ona zawsze pojawia się przy nim, żeby pilnować, co mówi. Kochać i chwalić a chuchać i dmuchać to co innego.

      A starszych ludzi (niektórych) nie lubię, bo za bardzo ingerują w cudze życie. Albo z drugiej strony za dużo o swoim odpowiadają. I chociaż od sąsiada próbowałam się wyrwać nie raz, łapał mnie za łokieć tylko po to, żeby kolejny raz powtórzyć, że jest chory, że polska służba zdrowia jest do kitu, że wnuczek się uczy, gdzie wnuczek się uczy, co mówi Gosia, co powiedział sąsiad, co słychać u sąsiadki...

      Usuń
  13. Ale się rozpisałaś, wczoraj zdążyłam jedynie przeczytać to, co napisałaś, a na napisanie komentarzu już nie starczyło mi czasu. Dziś jeszcze doczytałam sobie komentarze pod tym postem i posmutniałam, kiedy zobaczyłam, że Czerwona Szminka napisała niemalże wszystko to, co i ja napisać chciałam.

    Uciec zawsze można. Mówisz, że się spieszysz i w nogi! Starszy pan z pewnością Cię nie dogoni. Zdawałoby się, że to trochę niegrzeczne zachowanie, ale ludzie, którzy się spieszą, to zazwyczaj biegną, no nie? ;>

    Jeśli chodzi o "dziadzię", to jestem podobnego zdania, co Czerwona Szminka. Dodam jeszcze, że to zależy od domu - jeśli tak się nauczył mówić w domu, bo tak został wychowany, to trudno byłoby to zmieniać, nieprawdaż? I także się nie dziwię, że on tak tego swojego wnuczka wychwala - dziadkowie już tak mają, że uważają swoje wnuczęta za coś najidealniejszego w świecie. Szczególnie, jeśli wnuk trafił się jeden i tylko na nim skupia się ta kumulacja dziadkowej miłości.

    Jeśli chodzi o jego opowieści o rodzinie, to naprawdę radziłabym nie brać wszystkiego tak bardzo do siebie. To jest człowiek starszy i różne rzeczy może widzieć w zupełnie innym świetle. Mózg już nie ten i część rzeczy może sobie zwyczajnie dopowiadać. Musisz też pamiętać, że ludzie starsi też mają to do siebie, że lubią rozmawiać. Kiedyś nawet w TV był reportaż o tym, że większość ludzi starszych przychodzi do lekarza nie dlatego, że im coś dolega, lecz po to, aby sobie porozmawiać z samym lekarzem i ludźmi siedzącymi w poczekalni. Trochę irytujące, ale trzeba to uszanować, bo kiedyś i my będziemy stare i także będziemy szukały jakiegoś kontaktu z innymi, kiedy młodsi członkowie rodziny będą biegali za swoimi sprawami.

    Jeśli chodzi o same poglądy tego pana, to zwróć uwagę na to, że on się wychowywał w zupełnie innych tradycjach. Wychowywali go rodzice, którzy mieli wpojone zasady sprzed około 100 lat. Wiek, to naprawdę szmat czasu.

    Muszę przyznać, że zszokowałaś mnie tym postem. Myślałam, że jesteś osobą opanowaną, która potrafi utrzymywać swoje emocje na wodzy i analizować dane sytuacje. Niestety, myliłam się. Po przeczytaniu tego postu mam wrażenie, jakbym miała do czynienia z rozpuszczoną piętnastolatką.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zazwyczaj tak. Ale pomimo tego, że ta rozmowa nie była mi na rękę, nie chciałam być niegrzeczna. A kiedy łapał mnie za łokieć, ilekroć chciałam odejść - uznałam, że na siłę się nie wyrwę i powoli od niego odchodziłam (chyba licząc na to, że nie zauważy, że zmierzam w kierunku domu ;D).

      I tak jak w poprzedniej odpowiedzi - zgodzę się, poniekąd, że kiedy się czegoś nauczył to niech przy tym zostanie... Ale on zachowuje się jak dziecko, którego życiem wciąż ktoś steruje, jakby sam nie był w stanie sobie poradzić. Jego matka, mimo tego, że studiuje 300 km od domu, spędza u niego niemalże cały tydzień...

      Masz rację, pewnie do każdego innego też miałabym dystans. Tyle, że znam tę rodzinę od zawsze. Moja rodzina zna ich niemalże od zawsze. I oni naprawdę są tacy. Powiedziałabym, że jeszcze gorsi. Chuchają i dmuchają na tego "jedynego wnuczka", jakby wciąż miał pięć lat i trzeba by było na niego na każdym kroku uważać, żeby nie zrobił sobie krzywdy.

      No cóż, widocznie albo go źle napisałam, albo Ty go nie zrozumiałaś. Nie chodziło tu o emocje, których nie umiem trzymać na wodzy, ale o ironię, którą ten post jest naładowany. Chciałam to ująć w nieco inny sposób niż wszyscy, którzy ostatnio podejmują się tego tematu. Skoro już i tak do napisania mam to samo...

      Usuń
  14. A jak tam się z Tobą zgadzam. Kobieta powinna sama decydowac czy woli gotować dzieciom obiadki a mężusiowi brać skarpetki czy być niezależną kobietą, która żyje jak chce. Co nie oznacza, że kobieta niezależna nie potrzebuje męskiego wsparcia. Mamy przecież XXI wiek. A takich sąsiadów lepiej unikać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno nie ma z drugim nic wspólnego, czego niektórzy - niestety - nie zauważają. Ciepła i miłości potrzebuje każdy, ale to poczucie własnego "ja" też jest rzeczą istotną. :)
      Staram się jak mogę ;)

      Usuń
  15. Wczoraj rozmawiałam z chłopakiem o partnerstwie właśnie w takim życiu rodzinnym. Bo co jak co, ale sama dzieci wychowywać nie będę, piwa podawać, czy się zabijać o to, żeby był punktualnie obiadek na stole. Kurą domową w dobrym znaczeniu tego słowa być mogę, ale po pracy. Nie niewolnicą, broń boże. A większość facetów to jeszcze sto lat za murzynami jest i tego nie rozumie - cóż, bywa. Jak to dobrze, że mój jest z tych lepszych ;p

    PS Ja np. jestem ANTY UJ ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś czas temu rozmawiałam z kolegą, właśnie o tej równości w związku. Myślałam, że padnę, kiedy po głębszym namyśle stwierdził: "nie wyobrażam sobie, żeby moja kobieta pracowała. Kobieta powinna siedzieć w domu i wychowywać dziecko, a facet zarabiać na tyle, żeby niczego im nie brakowało". No... przestałam się dziwić, czemu jest singlem. ;D

      Czemu tak? ;D

      Usuń
  16. UJ to teraz taka wylęgarnia magistrów, ze mamusia absolutnie nie ma się czym chwalić. a zwłaszcza, że na prawo co roku przyjmują ponad tysiąc osób.
    ale ja nei o tym w zasadzie chciałam - bo co do sąsiada, wiesz, skoro jest stary jak świat, to ma inne podejście po prostu, dla nas nie do pojęcia. i jedyną radą na takich ludzi jest olać i robić swoje ;) czyli - iść na studia i znaleźć faceta o takich samych poglądach ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dla mnie takie myślenie o kobietach to istny szowinizm.
    Sama nie myślę póki co o ślubie i szczerze to uważam, że jeżeli para powiedzmy nie planuje mieć dzieci, to nie musi wiązać się obraczkami, przysiegami dozgonnej miłości itd. bo po co.
    Z resztą obowiązki w małżeństwie powinny być równo rozłożone, para powinna sobie pomagać. A wykształcenie w dzisiejszych czasach, nawet takie zdobyte na UJ nie zawsze jest rownoznaczne ze zdobyciem pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie jest. Zwłaszcza, że patrząc w ostatnich latach na ludzi, którzy w ogóle zdają (i dostają się!) na studia, należałoby się zastanowić, czy komuś się coś nie pomyliło...

      Usuń
    2. No cóż, skoro na UJ na medycynę dostają się laureaci olimpiady rolniczej to co tu dużo gadać...

      Usuń
    3. No widzisz... Studia są takie.. Cóż, nie wszystko powinno być dla wszystkich.

      Usuń
  18. Myślę, że sąsiad jednak ma trochę racji :) Zwykle dziewczyny zapominają o sobie i oddają się rodzinie.
    ...niestety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie znaczy, że ten schemat należy powielać.

      Usuń
  19. A przyznaję Pani rację, Panno Alien :) Musi jednak Pani zrozumieć, że dziadzia starej daty człowieczek, który pewnie choruje na sklerozę i czasem mu się zapomina, że jest XXI w. i kobiety są coraz częściej niezależne.
    Jeśli kobieta wie czego chce, tak jak Ty, to nigdy nie pozwoli się usidlić w domu przy garach i dzieciach ;) Niektóre nie wiedzą albo im się to podoba.
    Bardziej martwi mnie sytuacja wnusia... Z jednej strony takich rodziców bym spaliła na stosie, z drugiej dziwię się chłopczynie, że jeszcze gęby nie otworzył. Ale... może tak mu wygodniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi tylko i wyłącznie o dziadka i jego wiek, bo ten pogląd przejęli młodsi od niego, on wciąż istnieje. Dlatego (niektórzy, oczywiście) mężczyźni wciąż są zdolni patrzeć na kobiety z góry, nie na równi.
      Może... Chociaż mnie na pewno nie byłoby wygodnie, jakby sterowano mną jak lalką.

      Usuń
  20. właściwie zgadzam się z Tobą w pełni. nie rozumiem takiego spojrzenia na kobiety. tym bardziej, że często jesteśmy dużo bardziej zaradne od "mamisynków"... właśnie odnośnie mamisynków i wychowywania dzieci... jeśli kiedyś będę miała dziecko, to moim marzeniem będzie by jak najszybciej się usamodzielniło. będę z niego dumna (przypuszczając, że będzie to syn), kiedy zacznie podejmować samodzielne decyzje. najpierw te błahe, później ważniejsze... przepraszam, musiałam to napisać. to odnośnie mojej obecnej sytuacji w życiu. i matki mojego chłopaka. amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja to rozumiem, naprawdę. I też byłabym dumna z takiego dziecka. Rozumiem, że każdy potrzebuje rozmowy i myślę, że niezmiernie miło byłoby mi, gdyby od czasu do czasu ten potencjalny syn przyszedł do mnie mówiąc "mamo, mam problem", ale ostateczna decyzja zawsze powinna należeć do niego.

      Usuń
  21. Dla mnie dwudziesto-paro czy trzydziestoletni mężczyzna mówiący "dziadzia" bądź "mamusia" jest niewiarygodnie wrażliwym i męskim facetem, dlatego że nie wstydzi się pokazać jak bardzo kocha. Kwestia wychowania ma tutaj też znaczenie. Oczywiście ale nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... masz rację. Faceci potrafiący wyrazić swoje uczucia są męscy, ale faceci zachowujący się jak dziecko to maminsynki, po prostu.

      Usuń
  22. Mi się wydaje, że gdybym nauczyła się teraz mówić do Dziadka - dziadzio, pewnie mówiłabym tak niezależnie od swojego wieku. A dorosły facet mówiący dziadzio nie jest dla mnie czymś złym czy niedojrzalym, tylko po prostu - jak czuje do niego szacunek, to czemu ma tak nie robić? Odnośnie samego dziadka, to nie warto wszystkiego brać dosłownie, może po prostu chcial zamienić kilka słów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu nie chodzi o sam fakt mówienia "dziadzia", ale o to, że oni sterują jego życiem.
      Znam tę rodzinę nie od dzisiaj, chyba wszyscy ich z tego znają...

      Usuń
  23. A ja chcę urodzić dziecko, które RAZEM wychowamy, mogę sprzątać, ale nie będę gotować i będę pracować ile mi się tylko spodoba, o! ;D

    OdpowiedzUsuń
  24. No nie rozumiem jak tak można myśleć, najlepiej sprzątać, prać, gotować, rodzić dzieci i nigdzie nie wychodzić..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nigdy nie być zmęczonym, oczywiście.

      Usuń
    2. A weź tylko spróbuj być zmęczona! Dłużej pospać też nie można, bo z rana trzeba wszystkim śniadanko zrobić?

      Usuń
    3. Psa wyprowadzić, posprzątać, obiad ugotować, dzieci ze szkoły odebrać...

      Usuń
  25. Ostatnia część podoba mi się najbardziej. A zwłaszcza jedno zdanie - pozwólmy żyć ludziom w taki sposób, jaki im samym najbardziej odpowiada.
    Są kobiety, które odnajdują się na polu zawodowym, a są takie, które wolałyby zostać w domu i dbać o dzieci. Wolna wola - to skarb! Trzeba tylko nauczyć się akceptować decyzje innych ludzi odnośnie ich życia i dobierać się pod względem podejścia do takich spraw. Wtedy wszyscy będą szczęśliwi :)

    OdpowiedzUsuń