Kiedy byliśmy mali - byliśmy nierozłączni. Zostawialiśmy za sobą nasze kłócące się na każdym kroku matki i szliśmy się bawić. Rozmawiając, śmiejąc się i snując naiwne plany na przyszłość, o której nie mogliśmy mieć wtedy pojęcia. Mijały godziny, ranek przeradzał się w późne popołudnie. Babcia stawiała na stole niewielkie talerzyki pełne domowych przysmaków i udawała, że nie widzi, kiedy coś (nie)chcący spadało nam na śnieżnobiały obrus. Później oglądaliśmy bajki, słysząc za sobą stłumiony głos dziadka, wpatrzonego w nas jak w obrazek. Byliśmy jak z obrazka. Na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie niepodobni, a jednak rozumiejący się jak nikt inny. Mówiliśmy swoim językiem - mieszkanką dwóch tych, którymi rozmawiali dorośli. Ubieraliśmy się w podobnych kolorach. I bajki też lubiliśmy te same. Później siadaliśmy razem w wielkiej, skórzanej walizce, która do połowy zapełniona dziecięcymi ubrankami stawała się naszym azylem. Już za Tobą tęsknię - mówiłam za każdym razem. Już planuję, co będziemy robić, kiedy wrócę - odpowiadałeś każdorazowo. Czekałam, uparcie, co kilka tygodni pytając mamę, kiedy znów przyjedziesz się ze mną pobawić. Skacząc ze szczęścia za każdym razem, kiedy Twoje niewielkie stópki stawiały kroki na nierównym chodniku, a ręce wyciągały się w moim kierunku. Jesteś! - krzyczeliśmy na powitanie, od razu uciekając do swojego świata. Tego naszego, do którego nikt inny nie miał prawa wstępu.
Z czasem zniknęły kolorowe foremki i samochodziki z otwieranymi drzwiami. Zamieniliśmy bajki na teledyski, co do których nigdy nie mogliśmy się dogadać. Aż wreszcie, pewnego lata zapomniałeś do mnie przyjechać. Nie wiem ile miałam lat, ale pamiętam, że wyczekując Cię przy oknie zawiodłam się jak nigdy, bo Ciebie po prostu nie było. Przyjechało Twoje ciało, ale osobowość została gdzie indziej, razem ze skórzaną walizką wypełnioną za małymi już ubraniami. Ale to nie znaczy, że przestałam wtedy na Ciebie czekać. Przez kolejne lata łudziłam się jeszcze, że wrócisz. Tęskniłam. Najbardziej w tych momentach, kiedy ten obcy ktoś w Twoim ciele zamykał przede mną drzwi do sypialni dziadka, zamykając się jednocześnie w świecie, w którym dla nas nie było już miejsca.
A później się przyzwyczaiłam. Ty byłeś niebieskookim z mojego dzieciństwa, wyższym ode mnie o ponad głowę. A ja zielonooką, nie mówiącą już w Twoim języku. Wtedy przestałam już czekać na ferie, wakacje i święta. Przestałam lubić walizki, nie chodziłam na obiady do babci. Bo jej dom zawsze, poniekąd, kojarzył mi się też z Tobą. W lustrze w sypialni do dziś dostrzegam nas siedzących wśród zabawek, których ten pokój od dawna już nie widział.
Aż kilka miesięcy temu doświadczyłam cudu. Idąc spokojnie ulicą zobaczyłam Cię wysiadającego z samochodu. Podeszłam, jak zawsze, przywitać się, bo tego wymaga kultura. I zobaczyłam znowu Ciebie, nie tylko Twoje ciało. Zamknąłeś mnie w ramionach, jakbym była dzieckiem i szepnąłeś ciche dzień dobry do ucha, schylając się, bo przecież dla Ciebie zawsze będę za niska. I znów, jak kiedyś, spędziliśmy ze sobą kilka dni, rozmawiają, śmiejąc się i snując plany na przyszłość, o której dziś mamy już pojęcie. Wszystko jest sprecyzowane, choć jeszcze nie dopięte na ostatni guzik. I wczoraj znów tu byłeś, jeszcze bardziej mój niż ostatnim razem. Patrzę na Ciebie, jak o niej opowiadasz, jak piszesz do niej kilka wiadomości, żeby nie martwiła się za bardzo i jak Twoje brwi ściągają się, kiedy nie chce z Tobą rozmawiać. Jak wybierasz dla niej prezent, którym przywitasz ją, kiedy wrócisz do domu. I widząc Twój uśmiech czuję takie... plus pięćdziesiąt do szczęścia, bo mimo tych lat, które kiedyś tam nas podzieliły, Ty zawsze gdzieś głęboko byłeś moim bratem. Nieważne, że nie rodzonym. I nie ważne, że przez jakiś czas tak bardzo odległym, nie tylko fizycznie. Tym trochę starszym, dużo wyższym, mającym przystojnych kolegów. Tym moim.
Prawdziwe braterstwo dusz. To musiało być niesamowite, odzyskać go po takim czasie.
OdpowiedzUsuńI było. Chociaż teraz inaczej odbieram tę obecność na kilka dni co kilka miesięcy.
UsuńJak?
UsuńDzisiaj już nie o zabawki chodzi. Jesteśmy dorośli.
UsuńWspaniałe braterstwo. A jeszcze badziej, że się odnaleźliście po tylu latach, że znów jesteście dla siebie i wróciła ta walizka.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie!
Cudowna notka :) Czytałam ją z zapartym tchem i uśmiechem na ustach :) Dokładnie sobie was wyobraziłam, jak siedzicie w tej walizce, co do szczegółu ;) Ktoś mi kiedyś powiedział, że prawdziwa przyjaźń polega właśnie na tym, iż nawet po latach rozłąki potrafi się ze sobą dogadać i wszystko jest jak dawniej :))
OdpowiedzUsuńI ja się z tym zgadzam, wiesz? Zawsze to mówiłam. Ludzie mogą się kłócić, wściekać na siebie, nie odzywać... Aż nagle spotykają się, kiedy w ich życiu coś nie gra i znowu potrafią być jednością. O to chyba chodzi. Wierzę w coś takiego, choć to może naiwne.
UsuńTyle, że tu raczej nie o przyjaźń chodzi, bo nie ma obecności na co dzień, częstych rozmów i zwierzeń. To po prostu braterstwo, w czystej postaci. Mogę być przeciwko niemu kiedy jesteśmy sami milion razy, a kiedy stanie sam przeciwko tłumowi ludzi, którzy nie będą się z nim zgadzać - ja będę w stanie iść za nim murem.
To wspaniała postawa :) I masz rację, to braterstwo, przyjaźń wygląda nieco inaczej. Nie wiem czy to naiwne, ale ja również w to wierzę, bo doświadczyłam tego na własnej skórze.
UsuńJa lepiej dogaduję się z ludźmi, których widzę rzadko niż z tymi, których mam na co dzień "blisko".
UsuńCoś w tym jest, niestety...
UsuńNiesamowicie się to czytało :) bo prawdziwa przyjaźń to coś takiego w środku, co nie zginie nigdy, co będziemy odczuwać nawet po latach milczenia i rozłąki ... to piękne :)
OdpowiedzUsuńPowtórzę się - chyba nie do końca nazwałabym to przyjaźnią, ale braterstwem na pewno. :)
Usuńtaka jedność dusz? :)
UsuńNo coś w tym stylu. Znam go od zawsze, to do czegoś zobowiązuje ;)
Usuńto ktoś z rodziny? (uśmiecham się)
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemnie się czytało... taki zlepek wspomnień. a te wspomnienia z dzieciństwa są najpiękniejsze. pachną jabłecznikiem. :)
A i owszem, brat cioteczny :)
UsuńA fuj, nigdy nie lubiłam jabłecznika. ;)
miało być przyjemnie! (śmieję się) naprawdę? jabłek też nie?
Usuńto chyba zależy czyj jabłecznik. bo niektórzy robią naprawdę fatalne, ale na przykład moja babcia robi pyszny i po zjedzeniu czuje się "niebo w gębie" ;* może kiedyś się przekonasz, nigdy nie mów nigdy
Nigdy nie miałam brata, zawsze chciałam mieć. Brat mojego taty (między nim a mną jest mniejsza różnica wieku niż między nim a moim tatą) jest właśnie kimś takim dla Ciebie jak ten niebieskooki. Tylko ja go mam, na codzień.
OdpowiedzUsuńNo ja nie mam, nigdy nie miałam, i nigdy nie będę miała. Ale myślę, że to poniekąd przyczynia się do wyjątkowości tej relacji.
UsuńWydaje mi się, że dzięki temu jest ta zażyłość. Mimo wszystko.
UsuńTak, właśnie to napisałam wyżej.
UsuńChociaż moja relacja z nim też jest wyjątkowa mimo że mamy siebie na codzień. Podobno to widać z daleka.
UsuńKażda relacja jest wyjątkowa, na swój własny sposób.
UsuńZdecydowanie.
UsuńWszystko zależy od ludzi.
UsuńNo właściwie to tak.
UsuńMiałam kiedyś z kimś takie "braterstwo dusz", ale to było kiedyś, a teraz już za późno, żeby to co utraciliśmy odbudować.
OdpowiedzUsuńJa jako dziecko miałam jeszcze jedną taką relację. Później ta znajomość upadła, a kiedy rok temu spotkaliśmy się i próbowaliśmy porozmawiać... też było za późno, choć rozumieliśmy się dalej. Niektórych rzeczy nie da się posklejać, nie powinno się nawet do nich wracać. A niektóre trwają same, odnajdują się po czasie.
UsuńBo niektóre to są "TE", a inne to tylko przerywnik między różnymi etapami w naszym życiu.
UsuńTak, to chyba dobre określenie. Chociaż ja nie uważam, że przyjaźnie, które się kończą nie były prawdziwe.
UsuńByły prawdziwe, przez krótką chwilę.
UsuńCzasem przez dłuższą. Ale ludzie się zmieniają, a wraz z nimi więzi.
UsuńChyba najcudowniejsze jest to, że z powrotem poczułaś, że jest tym Twoim.
OdpowiedzUsuńChyba też to, że mimo dzielącej nas odległości i tego, że nigdy nie będę miała go na co dzień, potrafimy znaleźć tę nić porozumienia, kiedy tylko się spotykamy.
UsuńMasz rację. Ja w dzieciństwie miałam podobny kontakt z moim bratem ciotecznym. Pamiętam te wspólne zabawy i wygłupianie się. Chciałoby się do tego wrócić.
UsuńCzłowiek od czasu do czasu powinien... znów pobyć dzieckiem.
UsuńAle własnie, tylko czasami. Dojrzeć tez trzeba.
UsuńTrzeba, oczywiście. Ale nie powinno się też wypierać z siebie dziecka.
UsuńOwszem, masz rację. Przykre, że wraz z wiekiem zatracamy gdzieś tę dziecinność i wiele cech charakterystycznych dla tego okresu.
UsuńTakie przyjaźnie z dzieciństwa często nie są w stanie wytrzymać próby czasu, za bardzo się zmieniamy.
OdpowiedzUsuńTu nie chodzi o przyjaźń, nigdy nie spojrzałabym na to w ten sposób. On jest po prostu... bratem, pojawiającym się raz na kilka miesięcy. Takim, do którego mogłabyś iść się wypłakać, ale nigdy nie wchodzi Ci w drogę, bo na co dzień go nie ma.
UsuńRacja, nie użyłaś w poście słowa przyjaciel. Więc jak można jednym słowem nazwać stosunki między wami?
UsuńBraterstwo.
Usuńto cudownie, że takiego kogoś masz. zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że mam trochę szczęścia w życiu. :)
UsuńPowtórzę to, co mówiły moje poprzedniczki. To cudowne, że odzyskałaś Go po latach :)
OdpowiedzUsuńMiło mieć go obok takiego "swojego", nawet jeśli tylko raz na kilka miesięcy. :)
UsuńBo gdy na kimś nam naprawdę zależy i jesteście bratnimi duszami, to możesz spotkać go po 10 latach, a nie będziesz czuł się przy nim obco. :)
UsuńCoś w tym chyba jest. :)
UsuńOpisałaś tę historię tak pięknie, że aż się wzruszyłam :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję. :)
UsuńTo fantastyczne, cudownie i wspaniałe. Chyba tylko te słowa przychodzą mi na myśl. Chciałabym mieć kogoś takiego.
OdpowiedzUsuńA ten post mogłabym sobie powiesić na ścianie i czytać codziennie.
Weź w cudzysłów, napisz czyje, powieś nad łóżkiem i czytaj, jeśli tylko daje Ci on wiarę w więzi. Ona jest potrzebna. :)
UsuńPrzepiękny przykład przyjaźni damsko-męskiej, która zdecydowanie istnieje! :)
OdpowiedzUsuńJeśli w ogóle wierzę w przyjaźń, to w tę damsko-męską tym bardziej :)
Usuńjeśli?
UsuńSama nie wiem, czy wierzę w nią w swoim wypadku.
UsuńOch chętnie. Już się biorę, tylko posiedzę jeszcze "5 minut".
OdpowiedzUsuńNie mogłam odpowiedzieć ;/
Uwielbiam Twoje "5 minut" <3
UsuńTeż tak czasem mam.
Haha moje "5 minut" też Cię uwielbia ;D
UsuńAch, ja wiem, wiem ;D
UsuńTwoje historie mnie zawsze zaskakują. Piszesz bardzo obrazowo, co powoduje, że często Cię widuję... Tym razem na szczęście dałaś pozytywny moment historii :)
OdpowiedzUsuńHistoria miła :) i bardzo fajnie się ją czytało, pozytywnie.
OdpowiedzUsuńI cieszę się, że takie było zakończenie!
Dziękuję :)
Usuńgenialnie piszesz! tak lekko i przyjemnie się to czyta.
OdpowiedzUsuńwarto mieć taką osobę. a jeszcze milej, gdy ona do nas wraca, nawet, jeśli przez dłuższy czas nie wydawała się nam nasza. miłe takie powroty.
piękna historia. podziwiam Cię za to czekanie. wielu w takiej sytuacji odrzuciłoby tę powracającą z przeszłości bliskość.
OdpowiedzUsuńNie nazwałabym tego czekaniem. Jesteśmy rodziną, chcąc nie chcąc i tak się widujemy. Ale miło jest po latach poczuć, że jednak wciąż się znamy. :)
Usuń