3 czerwca 2013

Dlaczego...?

Mogłabym zacząć od zrobienia krótkiej charakterystyki. Poszukać kilku jej pozytywnych cech, żebyście zrozumieli, dlaczego w ogóle przytaczam jakąkolwiek jej wypowiedź. Ale prawda jest taka, że jedynym uczuciem (złe słowo) jakim ją darzę jest swego rodzaju obrzydzenie. Być może pomieszane jeszcze ze złością. W każdym razie nic pozytywnego, więc nie będę się silić na przedstawienie jaj jako choć trochę wartej uwagi. Po prostu jej nie lubię. Ale chcąc nie chcąc muszę przyznać, że był czas, kiedy mnie znała, bo całkiem dobry był z niej słuchacz (do czasu), a co za tym idzie - wyciągając wnioski z moich słów czy zachowań raczej potrafiła zadać niekiedy bardzo trafne pytanie. I takim oto sposobem dochodzimy do tematu postu (lepiej późno niż wcale?) - faceci. Albo raczej związki. Albo inaczej - potencjalne związki. A tak całkiem dosłownie - dlaczego Alien nie ma faceta, choć znalazłoby się kilku, którzy byli całkiem nieźli i z grubsza rzecz ujmując to może nawet warci uwagi.
Przy pewnej znajomości, urwanej przeze mnie dość szybko (na tyle szybko, żebym nigdy nie zdążyła Wam o niej wspomnieć, bo uznałam, że raczej nie warto) - zapytała mnie: dlaczego, do cholery, skreślam wszystkich zainteresowanych dłuższą znajomością facetów, co gorsza twierdząc, że nawet ich lubię? No tak, gdybym ich nie lubiła, odpowiedź byłaby raczej prosta, powiedziałabym po prostu, że to nie ten, że nie iskrzy, że to palant/kretyn/dzieciak/pajac, a ja chciałabym (zakładając, że w ogóle bym chciała) normalnego faceta. O ile jej na tego typu pytania nigdy nie udzieliłam odpowiedzi, bo uznałam, że nie warto, stwierdziłam, że samej sobie odpowiedzieć (chyba) powinnam. Więc po wstępnych refleksjach dochodziłam przeważnie do wniosku, że muszę czuć, że to to. Dalej samo nasuwało się: czym jest owe "to". Generalnie odpowiedzią na pytanie: dlaczego nie? przez długi okres czasu był pewien blondyn o zielonych oczach. To wydawało się przekonujące, więc w tym momencie zazwyczaj przestawałam analizować i drążyć temat.
Ale jak nie trudno się domyślić (choćby biorąc pod uwagę to, że to dopiero połowa postu), nie zawsze na tym się kończyło. Pewnego pięknego wieczoru siedząc na przystanku autobusowym z tą spostrzegawczą, której nie lubię, kiedy to znów próbowała mi wmówić, że każdej kobiecie potrzebny jest facet, czy coś innego typu samotność nie może być fajna, zdałam sobie sprawę z tego, że tym "czymś" nie są motyle w brzuchu, iskierki między dwojgiem ludzi od samego początku, ani nawet nie Zielonooki, którego nota bene nie wyrzuciłam całkowicie ze swojego życia do dnia dzisiejszego (przemilczmy tę kwestię, proszę) tylko... całokształt otaczającego mnie świata i to, co dane mi było (poniekąd) przeżyć do tej pory. (tutaj wpasujemy Tego Pana wyżej wspomnianego, ale po części, bo dalej jest coś jeszcze. a właściwie wcześniej i środku)
Kiedy Alien była mała (za górami za lasami... w tej bajce nie było smoków) zaczęła w domu i najbliższym otoczeniu zauważać tendencję zależności. Kobieta siedzi z facetem, którego nie kocha, bo: ma dzieci, których sama nie wykarmi, nie stać ją na utrzymanie mieszkania, dzieci powinny mieć rodzinę (swoją drogą dziwne założenie, że lepsza gówniana, szargająca psychikę niż rozbita, na dochodzonego, gdzie nie ma darcia mordy, pardon kotów, na co dzień), i tysiąc innych rzeczy, o które możecie zapytać alienową rodzicielkę, bo na pewno coś wymyśli, co według niej będzie wystarczająco przekonujące. Później przekonana o swojej wartości i tego, że facetów do szczęścia nie potrzebuje Alien poznała Pana P. Pan P. to człowiek absolutnie nie warty wspominania, który wodził za nos i wodzony był również przez prawie rok czasu, a później zniknął, o czym zapomniał kogokolwiek poinformować (och, sorry Panie P., powiedziałeś mojej przyjaciółce, że cały czas chodziło o nią, nie o mnie). Ale gdzieżby się Alien przejęła. Był - nagle go nie było, a życie toczyło się dalej. Pierwszy "chłopak" nie mógł być przecież jedynym i ostatnim, zwłaszcza kiedy brakło motylków, iskierek i zakochania. Więc żyła sobie All. dalej, całkiem dobrze jej było. Później poznała Zielonookiego, z którym zarys sytuacji (chyba?) wszyscy znają, więc przytaczać jej nie będę (bo zmieniłby się temat postu, a ja wybiłabym się z rytmu zwanego przeze mnie spokojem wewnętrznym). Później gdzieś tam w biegu dostrzegłam tego o oczach w kolorze czekolady, którego też znacie, z którym nawet spróbowałam (nawet nie raz, to też wiecie), a (o czym nigdy chyba nie wspomniałam) złamał moje zaufanie tak, że dziś staje mi to przed oczyma szybciej niż Zielonooki, kiedy pojawia się temat związku (dobra, może nie szybciej, ale zaraz po Nim).
Tak więc siedząc na tym przystanku autobusowym pewnego pięknego wieczoru, słysząc pytanie dlaczego? z ust tej, której nie lubię, zdałam sobie sprawę z faktu, że nie umiem stworzyć związku, na który nie widzę szansy od początku (tudzież do faceta nie ciągnie mnie na tyle, żeby głupio ufać, że mogłoby się udać), bo nigdy nie spotkałam (w realnym świecie) mężczyzny, który byłby w stanie kochać tak, żeby kobieta mogła czuć się przy nim bezpiecznie. Wnioskując: Alien nie wierzy w związki, choć czytając o Waszych czasem zazdrości i pokłada w nich wielkie nadzieje. Tylko problem z nią jest taki, że wierzy u innych, nie u siebie. Dobranoc.

PS. Alien doskonale wie, że uprzedzenia nie są dobre. 
/ jeśli ktoś dotrwał to końca to chyba miejsce,
żeby przeprosić za te wypociny. ale skoro blog jest miejscem,
w którym mamy się zwierzać, po czym mamy się czuć lepiej - 
- było mi to potrzebne.

57 komentarzy :

  1. Nie masz za co przepraszać, bo jak sama napisałaś od tego jest blog. Twój. A Ty możesz sobie pisać co tylko zechcesz. Swoją drogą ja zawsze to przeczytam bo uwielbiam Ostatnią Melodię.
    A co do związków mam dokładnie to samo. Wczoraj przyjaciel powiedział mi, że "w końcu powinnaś się z kimś związać, mieć kogoś, być z kimś." Tak na prawdę ja się cholernie tego boję a co zacznę to spierdolę nawet jeśli mi zależy, bo mam wrażenie, że uda się każdemu, ale nie mnie. Bo wjebałam sobie do głowy, że mnie przecież nikt poważnie nie może traktować i należy z góry wszystko skreślić aby się potem nie rozczarować - a chuja prawda bo i tak zawsze się rozczarowuje i jest mi potem ciężko. Chcę związku i brakuje mi tego, ale nie umiem się w tym odnaleźć kiedy mam tego chociaż namiastkę. Wierzę we wszystkie związki, popieram i mocno kibicuje związkom moich przyjaciół, nawet im zazdroszczę, ale ja kurwa podświadomie robię wszystko żeby tylko tego nie mieć. -_-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod tym obiema rękoma, bo chcąc nie chcąc (nie chcąc) mam dokładnie to samo. A najgorsza jest ta świadomość, że przecież wiem, że powinnam się otworzyć, że nie wszyscy faceci są identyczni, że jeśli nie zaryzykuję to się nie dowiem... I co? I nic, bo to nie jest takie proste. Ktoś się pojawia, zaczyna przyciągać, aż nagle zaczynam kwestionować każde jego słowo czy gest. I ostatecznie i tak nic z tego nie będzie, no bo jak? Tyle, że ja się nie rozczarowuję. Może za mało chcę?

      Usuń
    2. Obie powinnyśmy się otworzyć, bo jest szansa na to, że nam się uda. Tylko tak jak napisałaś, to wcale nie jest takie proste. Ja jetem otwarta na ludzi, ja lubię ich poznawać, ale tylko i wyłącznie jako znajomych. Dalsze znajomości mnie przerastają i powodują strach. Dawno już chciałam się tego pozbyć, ale nawet męczące wspomnienia mi w tym nie pomagają, bo nic się nie zmienia.

      Usuń
    3. Ja też lubię poznawać ludzi, ale też ograniczam się tylko do etapu kumpli. Ten nieistotny, którego wspomniałam w poście swego czasu powiedział do tej, której nie lubię, że nie wie co ma robić, bo (ja) "traktuję go jak kumpla". Swoją drogą, jak ja miałam traktować faceta, którego znałam zaledwie kilka dni? Ech...

      Usuń
    4. Faceci zbyt prosto myślą w takich sytuacjach o ile w ogóle. Oczywiście nie wszyscy.

      Usuń
    5. W ogóle to mam problem sama ze sobą przy okazji. Z związkami, z facetami, z wszystkim ostatnio mam problem. ;P

      Usuń
  2. Nie rozumiem dlaczego u Ciebie występuje taka zależność. Może naprawde, żeby być z kimś musisz mieć pewność, że to się uda? No ale, patrząc na to z innej strony, tej stuprocentowej pewności nigdy nie ma. Czasami warto, a nawet trzeba zaryzykować. Może po prostu boisz się zaryzykować? Bo boisz się, że ktoś Cię zrani? Bo mogłabyś coś do kogoś poczuć, a ta osoba mogłaby Ci nagle zostawić?
    R na koniec, jakbyśmy mieli przepraszać za nasze notki na blogach nie starczyłoby nam czasu, także nie masz za co przepraszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... mimo wszystko wydaje mi się, że to jest nie tyle strach przed nieoczekiwanym porzuceniem, co obawa przed tym, że utknęłabym w związku, który by mnie ograniczał i zamiast powiedzieć sobie "skończ, nie warto" w odpowiednim momencie tkwiłabym w tym dalej, bo "coś". Od dziecka obserwuję takie związki i jakoś trudno dzisiaj uwierzyć mi zarówno w szczere intencje i jak prawdziwą radość z miłości dwojga ludzi. Ale tak, to strach przed ryzykiem. Bo przecież mam świadomość tego, że może byłoby inaczej. Może.

      No niby masz rację.

      Usuń
    2. Ale przecież nikt na siłę nikogo nigdy nie zatrzymuje w takim związki; niektóre osoby jedynie myślą, że muszę być w takim związku, bo tak wypada (?). Nie wiem, to są jedynie moje domysły. Mi też teraz trudno uwierzyć w szczere intencje ludzi, więc wiem o czym mówisz.. ale nie można tak całe życie.. to zbyt uciążliwe.

      Usuń
    3. Raczej dlatego, że uzależniają się od czyjejś obecności i zaczyna im się wydawać, że nie dadzą sobie rady sami. (co jest dla mnie totalnie niezrozumiałe w przypadku młodych ludzi, którzy tak naprawdę mogą wszystko) I chociaż to głupie... mączą się dalej.
      Masz rację, nie można. Gdzieś tam w sobie wierzę, że każda z nas spotka kiedyś kogoś, kto będzie przyciągał na tyle, że nie sposób będzie cały czas uciekać.

      Usuń
    4. O kurwa, przepraszam. Ale to na początku co napisałaś... Czuję się jakby to było o mnie. Jak z nim byłam to myślałam, że nie poradzę sobie bez niego, był całym światem. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego, ale musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, która okazała się okrutniejsza niż myślałam.
      Też tak uważam, wychodzę z założenia, że każdy na świecie zasługuje na odrobinę szczęścia i miłości. Każdy, bez wyjątku.

      Usuń
    5. Widzisz, właśnie o to mi chodzi. Oczywiście ja Cię nie osądzam, bo przecież nie w tym rzecz. Z resztą wiem przecież, co to znaczy kogoś stracić... Po prostu tego nie chcę. A z drugiej strony nie chcę też ranić, więc..
      Tak, ja też tak myślę.

      Usuń
    6. Dlaczego od razu mówisz, że "nie chcesz ranić"? Skąd pewność, że zranisz?

      Usuń
    7. Nie ma. Tak samo jak tej, że się uda.

      Usuń
  3. Takie wpisy oczyszczają... Punkt widzenia zależy od człowieka. Mogę chyba powiedzieć, że jestem z rozbitej rodziny - mama od kilkunastu lat mieszka i pracuje za granicą, nie wyobrażając sobie powrotu do kraju. Moi rodzice żyją w małżeństwie papierkowym. We mnie jest jednak przekonanie, że chciałabym stworzyć z kimś związek, taka wewnętrzna potrzeba.
    Trudno mi wypowiedzieć się na temat facetów, o których wspomniałaś. To strasznie skomplikowane dla osoby, która nigdy z nikim nie była. Łatwo palnąć jakąś głupotę. Życzę Ci, żebyś napotkawszy faceta, wiedziała, że to ON. By serce zagrało główną rolę, zostawiając za sobą nadmiar myśli :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. We mnie też jest przekonanie, że chciałabym go stworzyć, ale ono niekoniecznie idzie w parze z wiarą, że spotkam kogoś, z kim mogłabym...
      Nie martw się, ja też się na tym nie znam...
      Dziękuję :*

      Usuń
    2. Jak pisałam koleżance: mogłabym uwierzyć za nas obie, ale to tak nie działa :P
      Nikt się chyba nie zna, to kwestia szczęścia.

      Usuń
    3. No chyba nie ;)
      Szczęścia, czy nie... ja myślę, że na wszystko po prostu przychodzi czas.

      Usuń
    4. Tak mówią, ale ile można czekać? :P

      Usuń
    5. Pewnie długo, tak sądzę...

      Usuń
  4. Związki, All, związki, nasz ukochany temat. Chyba nie potrafię powiedzieć czegoś, o czym nie napisałaś w poście, albo czegoś, co nie zostało poruszone w milionie naszych rozmów. Mam tylko cichutką nadzieję, że kiedyś nam się odmieni, pieprznie w nas jakiś piorun i nagle "uwierzymy". I ona uwierzy w nas. Ale nadzieją można się łudzić jedynie.
    Cholera, chyba zabrzmiało mniej optymistycznie niż miało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy, że mimo wszystko wiem, co miałaś na myśli. Tak, też mam taką nadzieję...

      Usuń
    2. To byłaby miła odmiana.

      Usuń
  5. jejej związki, ile to razy namieszałam i teraz tylko denerwuję się gdy widzę, że moja już setna z kolei koleżanka ma faceta. Ale przy wiośnie większość zaczyna szukać. Hah, a ja będę dalej sobie siedzieć i czekać i wierzyć w zmiany.

    I znów Ci przypomnę o 'Ready to feel' :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem tego całego "szukania faceta". Ogłoszenie mam wywiesić, czy co? Że niby wtedy szybciej się zakocham? Bzdura, jak dla mnie.

      Nie zapomniałam o nim. I mało tego - na dniach mam zamiar coś opublikować. :)

      Usuń
  6. Nie przepraszaj! :-))

    Ja uważam, że od początku COŚ musi być. Że tego nie wskrzesimy z niczego, że to nie powstanie jak Fenix z popiołów. Coś musi przyciągać. I fakt, musi być ta wiara, że On jest zdolny nas pokochać, jest zdolny dać nam wszystko...
    Ja też nie miałam w rodzinie dobrego przykładu rodziny. Ostatnio rozmawiałam o tym ze znajomą. I wiesz co powiedziała? "Musimy same założyć z Nimi takie rodziny, jakich nigdy nie miałyśmy, a o jakich marzyłyśmy". I Ty też.
    I ja wierzę, że nie jesteś wyjątkiem. Ba, nawet jestem przekonana, że Ciebie spotka to samo co mnie, czy inną zakochaną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jest ktoś, kto myśli podobnie. Bo w większości przypadków ludzie mówią "spróbuj" - nieważne, czy czuję to coś od początku, czy nie. "Daj sobie czas". Daję, ale nie pchając się w związki, których nie chcę.
      Wiem, że powinnyśmy same postarać się o te rodziny. I chyba gdzieś tam w sobie, głęboko, wierzę, że nam się to uda. Ale jeśli o mnie samą chodzi... ta wiara przychodzi trudniej niż ta w Ciebie na przykład. Nie wiem dlaczego, po prostu. Może to dlatego, że u Ciebie widzę miłość i wzajemność, a u siebie nie?
      Dziękuję :)

      Usuń
    2. Ja wiem to z własnego doświadczenia. Próbowałam - kończyłam takie związki po 3 miesiącach raniąc drugą stronę. Dawałam sobie czas - nie byłam szczęśliwa. Nie ma sensu :-)
      Ja na tę miłość też długo czekałam, jak sama wiesz. I przed nią wiele błędów popełniłam.
      :)

      Usuń
    3. I właśnie dlatego ja nie chcę się w nie pchać :)
      No widzisz.. więc jest jakaś nadzieja ;)

      Usuń
    4. No i masz rację :)
      Pełno nadziei!

      Usuń
  7. "..bo nigdy nie spotkałam (w realnym świecie) mężczyzny, który byłby w stanie kochać tak, żeby kobieta mogła czuć się przy nim bezpiecznie. " - a czy w świecie wirtualnym spotkałaś ?
    All..a czy to nie jest tak, że ty się za bardzo sparzyłaś na związkach i ciężko Ci zaufać facetowi w tych kwestiach ?
    Może to nie chodzi o mężczyznę czy się nadaje czy nie, ale o Twoje podejście ? Ciężka sprawa.
    Mimo wszystko ja wierzę, ze Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, właśnie o to chodzi. Tyle, że to kwestia nie tylko moich związków, ale większości tych, które przez lata mnie otaczały. Nie wierzę w nie, po prostu...
      W wirtualnym o takich czytam. Wierzę w "cudze", nie swoje ;)

      Usuń
    2. Zacznij więc wierzyć w swoje, a nie cudze :)

      Usuń
    3. Wypadałoby. Ale wiesz, to chyba nie takie proste ;)

      Usuń
    4. Proste, proste :)
      Ja będę wierzył za Ciebie Ty za mnie i damy radę :) haha.

      Usuń
  8. pozwolisz, ze przeczytam jutro? dzisiaj jestem zabiegana, a nie chce tylko rzucić okiem i to wszystko.

    Tak, to fakt, chociaż mimo tego uczucia, to wydaje mi się, że wiecej mamy z miejscem. Przynajmniej moim zdaniem.

    Po części sie z Tobą zgadzam, ale z drugiej strony spotkałam an swojej dordze takich ludzi, którzy tego nie docenialni. Jak to mówi moja babcia "Wyżej srali niż dupe mieli". Wszystko jednak zalezy od człowieka, pocuzcia wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trochę mi sie to przeciagnęło, wybacz. przeczytałam, dotrwałam do końca. ;) w żadnym związku nie byłąm, doświadczenia nie mam, ale wydaje mi się, że nic na siłę. trzeba poczekać na to "coś', co będzie od początku czuć. :)

      Wydaje mi się, że dlatego.

      Usuń
  9. Nigdy nie zrozumiem związków damsko-męskich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś też niespecjalnie, wiesz?

      Usuń
    2. Nie rozumiem, co oni mają w tych głowach. Czym się kierują...
      I mimo, że mam wielu kumpli - i ich rozumiem doskonale, to gdy zależy mi na jakimś - wtedy przestają rozumieć...

      Usuń
  10. Nie wiem, co tu napisać. Nie mam doświadczenia, jeśli chodzi o związki. W moim wypadku jest tak, że albo facet za mną goni, a mnie to nudzi, albo ja za którymś gonię... W ogóle nie rozumiem relacji międzyludzkich, a co dopiero związków. Ale skoro nie wierzysz w powodzenie, to chyba nie ma sensu nawet próbować. Może kiedyś uwierzysz od samego początku i wtedy coś z tego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z takiego właśnie wychodzę założenia. Przyjdzie czas. Albo i nie. Ale na siłę nie warto.

      Usuń
    2. Też się ostatnio o tym przekonałam.

      Usuń
  11. myślałam że mówimy NIE związkom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówimy. Każde "nie" ma uzasadnienie.

      Usuń
    2. poparte silnymi argumentami i niezbitymi dowodami

      Usuń
  12. Chyba mam to samo... Tylko u mnie jest trochę inaczej ;D Potrafię się bardzo szybko zakochać (na moje nieszczęście), ale wtedy najczęściej bez wzajemności. Natomiast, gdy ktoś się we mnie zakocha, jestem przerażona i uciekam.
    Myślę, że po prostu musimy trafić na tych odpowiednich. Tych, którzy potrafią kochać kobietę bez granic i zapewnić bezpieczeństwo i stałość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie myślę, że... ja się nie zakochuję, tak z reguły, tak po prostu wyszło...
      Tak, właśnie tak. Ja też tak myślę.

      Usuń
    2. I w tym, mam wrażenie, że masz lepiej.
      Musimy w to wierzyć. Wiem, często jest tak, że myślimy sobie, o, ładna para, pasują do siebie, są tacy szczęśliwi, ale... mnie to nigdy nie spotka. I tak będzie, jeśli nie zaczniemy w to wierzyć.

      Usuń
  13. Hmm, tego typu pytania rzeczywiście bywają trudne, ale jeśli nie czujesz, że ten facet to ktoś z kim mogłabyś stworzyć związek to myślę, że bez sensu bawić się w gierki.

    OdpowiedzUsuń
  14. Im dłużej żyję na tym świecie to stwierdzam, że nie ma normalnych facetów.Czyżbyś czekała na Księcia z bajki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie na księcia z bajki, na uczucie.

      Usuń
    2. A jak się trafi ktoś nienormalny a pojawi się uczucie?

      Usuń
  15. Prawie jak "Moda na sukces" ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Alien powinna zacząć wierzyć, gdyż to wiara przyciąga pozytywne rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  17. ja póki co nie mam czasu i chęci na związek. do tej pory faceci albo mieli ochotę iść ze mną na układ albo stwierdzałam,że nie są dla mnie. po prostu nie czułam tego. może nie tyle nie wierzę w związki,bo wierzę. np w związek moich rodziców - są razem prawie 30 lat! od liceum. i to jest to. to jest miłość. bycie z drugą osobą czy jest dobrze czy źle. a teraz mało uczuć,dużo wyobrażeń. za dużo jak dla mnie.
    ps. co z tym ciastem i śpiewaniem? ja dzisiaj zdałam egzamin pierwszy w sesji:D

    OdpowiedzUsuń