8 października 2013
Dzień po dniu.
Zbieram myśli do kupy. A później staram się je, hurtem, wyrzucić. Zapakować do pudełka, szczelnie je okleić i odstawić na półkę. Wstaję wcześnie rano, pół dnia mija mi na machinalnym wykonywaniu wciąż tych samych czynności. Trochę się uśmiecham, trochę rozmawiam z ludźmi. Staram się w tym wszystkim nie przymykać oczu, bo... prześladuje mnie ostatnio pewien sen na jawie, nie potrafię odpędzić tego obrazu. I z jednej strony ta scena sprawia, że uśmiecham się pod nosem, z drugiej jednak szklą mi się oczy i nie wiem, co mam dalej robić. I funkcjonuję tak od tygodnia, kiedy to wszystko się skomplikowało. I jestem ledwo żywa aż do momentu, kiedy telefon zacznie wibrować i zobaczę to słodkie dzień dobry na wyświetlaczu. Później uśmiechu jest więcej. Nie muszę z Tobą rozmawiać, rano brakuje nam na to czasu. Cieszę się po prostu, że znajdujesz w ciągu dnia chwilę, żeby o mnie pomyśleć. Żeby się przywitać i zapytać, jak się spało, jak mija dzień. I tak do wieczora. Do normalnej, pełnej rozmowy i tego dobranoc, dzięki któremu noc jest spokojniejsza. Dzisiaj mi tego brakuje. Nienawidzę ciszy między nami, cholernie się jej boję...
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Nieznośna cisza. I niemożność zaśnięcia bez Jego "dobranoc", prawda?
OdpowiedzUsuńJa nadal, po tylu miesiącach, nadal boję się tej ciszy. I nienawidzę jej, nie radzę sobie z nią. Rozumiem Cię Alien...
Prawda... Też sobie z nią nie radzę. Cały czas się boję, że następnego "dzień dobry" po prostu nie będzie...
UsuńTrzeba zaufać. To ryzykowne, ale już nie raz mówiłyśmy o tym, że wszystkie uczucia są ryzykowne...
UsuńAle to już nie o zaufanie chodzi. Ja mu ufam, że sam z siebie nie zniknie (na ile to możliwe w ogóle), chociaż mnie samą to dziwi, bo ciężko mi było z początku. Tylko wspomniałam już nie raz, że to skomplikowane, on zniknie, chociaż żadne z nas tego nie chce..
UsuńHmm, rozumiem. Może źle to napisałam. Trzeba po prostu wierzyć, wierzyć, że będzie dobrze. Ja mam od tego wiarę (także tę katolicką) i zawsze mi jakoś łatwiej. Bo modlę się o to...
UsuńJa ostatnio bardzo się staram. Nie tylko dla siebie, ale też dla Niego. Ale czasem wątpię, coś we mnie jednak siedzi, co nie pozwala mi spać spokojnie...
UsuńWe mnie też to jest, oj też...
UsuńNie tylko Ty boisz się takiej ciszy...
OdpowiedzUsuńWiem, wiem... Każda relacja niesie ze sobą ten rodzaj strachu...
UsuńOtóż to...
UsuńAle są ludzie, dla których warto ryzykować, spróbować, co..?
UsuńZdecydowanie tak. Nawet jeśli potem miałabym się rozczarować. Żyjmy chwilą.
UsuńKażda kobieta się tego boi. Ja też.
OdpowiedzUsuńDlaczego pierwsza do niego nie napiszesz?
Myślę, że faceci też się tego boją, niekiedy... Kiedy naprawdę im zależy.
UsuńPisałam. Odezwał się dziś rano i przeprosił za tę ciszę :)
Uff to dobrze :)) Bo im dłużej taka cisza trwa tym bardziej niezręcznie jest :)
UsuńA może zamiast stawiać na półce, warto je wyrzucić raz na zawsze?
OdpowiedzUsuńTo nie ten rodzaj myśli, które się wyrzuca. Czasem trzeba je tylko odsunąć, żeby jakoś funkcjonować, przynajmniej do momentu, w którym można się nimi z Kimś podzielić. :)
UsuńCzyli to takie miłe wspomnienia?
UsuńTo nie wspomnienia. Ten sen na jawie to wizja przyszłości. Cudownej przyszłości, chociaż odległej...
UsuńCzyli to marzenia?
UsuńTeż nie całkiem, bo wiem jednak, mam pewność tego, że to się stanie. Może trochę w innej formie, ale... spełni się na pewno. Tylko muszę na to poczekać.
UsuńCzemu boisz się ciszy?
OdpowiedzUsuńBo jest głośna. I boję się, że będzie trwała zbyt długo.
UsuńChcę, by chociaż Tobie cisza nie zniszczyła tego co potrzebujesz. Ale cisza między ludźmi czasami potrzebna - wtedy się bardziej tęskni i docenia;)
OdpowiedzUsuńNa pewnym etapie znajomości, w pewnym przypadkach, tak - zgadzam się. Ale są również takie momenty w życiu, gdzie ta cisza jest po prostu przerażająca, bo nie wiadomo, co będzie dalej.
UsuńTrzeba po prostu tą cisze zagłuszyć ;)
OdpowiedzUsuńWolę ją jednak przerywać niż zagłuszać, wiesz? :)
UsuńTak cholernie wiem... I rozumiem bardziej niż bym chciała.
OdpowiedzUsuń