5 maja 2015

My heart goes nana, po raz siódmy.


Włączam muzykę i przymykam oczy. Pamiętam jak to było. Momentami mam wrażenie, że zmieniło się naprawdę niewiele. Choć tak naprawdę zmieniło się wszystko. Nie jestem już tą nastolatką i nie uciekam w dźwięki w taki sposób, w jaki uciekałam wtedy. Choć nie zapomniałam jak to jest i wciąż są one nieodłączną częścią mojego życia. Dziś znów cofam się w przeszłość. Zaglądam do miejsc, które zostawiłam za sobą, choć nigdy nie zamknęłam tych drzwi. Bo te miejsca wciąż są ważne. Bo ja uważam, że wspomnienia trzeba pielęgnować. Wciąż Stęskniony każdy oddech, choć dziś już tyle nie tęsknię. Dziś cofam się inaczej. Nie czytam wszystkiego. Wybieram sobie daty. A właściwie jedną - z sześciu lat poprzednich. Dokładnie 5 maja.

Ludzie mnie pytają dlaczego zaczęłam blogować.
Nieważne co mówiłam kiedyś i co powiem za pół roku, ale dziś mam wrażenie, że po prostu z samotności. Takiej w tłumie. Mamy tutaj swoje kąty, tworzymy wyjątkowe miejsca i choć na przestrzeni lat staliśmy się dorośli, przez co często zamiast być raczej bywamy - wracamy. Prędzej czy później, po ogromnym przełomie, albo w chwili ogromnego smutku. Ale zawsze.

Dlaczego wciąż tu jestem.
Kiedyś mówiłam, że ciężko jest zacząć. Dziś myślę, że choć początki wcale nie są łatwe - trudniej jest wytrwać. Nie tylko w blogowaniu, we wszystkim. Bo pierwszy krok to najczęściej impuls, dopiero później trzeba skupić myśli na konsekwencjach tych decyzji. I tak - uważam, że mój 5 maja 2008, początek Ostatniej Melodii, ma swoje konsekwencje. Przede wszystkim taką, że kiedyś radziłam sobie z myślami... w jakiś sposób. Kiedyś po prostu chciałam pisać. To czy tamto. A dzisiaj te słowa są tak ogromną częścią mojego życia, że bez nich po prostu się duszę. I nie chodzi tu tylko o bloga.

Jaka byłam kiedyś, jaka jestem teraz.
Przede wszystkim, kiedy zaczynałam, byłam nastolatką. Choć chyba nigdy w pełnym tego słowa znaczeniu. Zmieniłam się fizycznie i zmieniła się moja mentalność. Ukształtowałam swoje priorytety, choć już później chyba je trochę poprzestawiałam. Rok temu przyszłam tu mówiąc, że nauczyłam się doceniać piękno chwili, która trwa. I to jest chyba największy przełom. Choć miłości mam te same (do jednej właśnie wróciłam) i dotykają mnie podobne rzeczy, to odbieram je w inny sposób.

A na koniec najtrudniejsze... co zmieniło się tutaj.
Stawiam sobie te pytania, żeby móc zrobić posumowanie, do którego kiedyś pewnie zechcę wrócić. Prawda jest taka, że od ubiegłego roku, zmieniło się właściwie niewiele. Poza tym, że teraz naprawdę tu jestem.

" I pod tym względem, jeśli o słowa chodzi, czułam się lepiej niż teraz, kiedy tych słów nie umiem z siebie wydobyć. Chociaż z drugiej strony noszę w sobie świadomość, że nie przychodzę tutaj nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że to miejsce jest pełne emocji, w większości niezbyt pozytywnych, które przez lata z siebie wyrzucałam, a których dziś we mnie nie ma "


Dziękuję Wam za każdą spędzoną tutaj chwilę. Za każdy Wasz powrót, za każde słowo, każde pytanie co ze mną, kiedy znikam. Za zaufanie, jakim mnie obdarzacie i za wiarę we mnie, bo wiem, że jest naprawdę silna. To jest naprawdę piękne.

A sobie życzę powrotu tutaj za rok, z podobnym postem. I jeszcze kilku dalej ;)
(może dla odmiany o czasie. drugi rok pod rząd mój internet protestuje. poważnie!?)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz