Wiesz, ile razy w ciągu ostatnich kilkunastu dni chciałam do Ciebie zadzwonić i powiedzieć Ci
przyjedź, bo wszystko się wali...? Było kilka nocy, w ciągu których z zaciśniętymi pięściami przewracałam się z boku na bok, a łzy lały się po policzkach. Kilka takich dni, kiedy poddenerwowana przechodziłam z kąta w kąt, uważnie nasłuchując dźwięku telefonu. Za każdym razem kiedy dzwonił zatrzymywałam się na chwilę, wszystko wokół cichło, a ja w duchu modliłam się, by usłyszeć w końcu
będzie dobrze od osoby, w której słowa byłabym skłonna naprawdę uwierzyć. Zawsze w tych chwilach, kiedy strach paraliżuje mi mięśnie chciałabym poczuć Cię przy sobie. I czuję, przeważnie. Ale teraz tęsknię za tym, kiedy fizycznie mogłam poczuć Twoją dłoń szczelnie ściskającą moją, dużo mniejszą. Bo cokolwiek by nie mówić - Ty cholernie długo byłeś. Zawsze wtedy, kiedy grunt palił mi się pod nogami, kiedy nie wiedziałam od czego powinnam zacząć, w co wsadzić ręce i w którą stronę pójść, żeby nie żałować. Ceniłam to, że nie podpowiadałeś, ale zawsze zostawiałeś mi wolną rękę, ciesząc się z tego, że umiem poradzić sobie sama.
Choć tak naprawdę ja nie radziłam sobie sama, bo czułam wsparcie ludzi, których mogę nazwać przyjaciółmi, bez względu na to jak daleko się znajdują. A dzisiaj, spędzając kolejny dzień na powtarzaniu sobie
będzie dobrze, nie może być inaczej - chcę mieć kogoś przy sobie. Wiem, że Ty zjawiłbyś się w ciągu kilku godzin. Zostawił swoje życie i przyjechał, żeby po prostu być dla mnie oparciem. Ale mam świadomość tego, że nie mam prawa mieszać Ci w głowie. Poza tym samej sobie zadaję pytanie, czy chciałabym tu Ciebie, czy kogokolwiek. Wolę nie myśleć nad odpowiedzią zbyt długo, bo dobrze wiem, że i tak ją znam...
/ i proszę nie mówcie mi dziś, że "wszystko będzie dobrze",
bo ja sama zbyt często powtarzam sobie to zdanie.
tyle, że na obecną sytuację nikt nie może mieć wpływu,
i jedyne, co mi pozostaje to modlić się w duchu,
by wszystko jednak się poukładało...
prędzej czy później jakoś się poukłada.
OdpowiedzUsuńmoże zadzwoni, zjawi się w twoich drzwiach? teoretycznie wszystko jest możliwe :)
Tyle, że tu chodzi bardziej o mnie niż o niego. Nie mogę mieszać mu w głowie. Nie mam do tego najmniejszego prawa.
UsuńPrzejdzie Ci, a wtedy pomyślisz, że dobrze zrobiłaś, że nie zadzwoniłaś do niego.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że to najlepsze, co mogę zrobić. Rozmawiać to jedno, prosić o obecność to drugie. Nigdy tego nie robię.
Usuńi bardzo słusznie ;3
UsuńTrzeba żyć dalej swoim życiem i skupić sięna sobie.
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie.
UsuńAle właśnie tak jest! Teraz samemu sobie trzeba pomagać, na nikogo nie można liczyć.
UsuńTo nie znaczy, że trzeba być egoistą i skupiać się jedynie na sobie i swoich potrzebach.
UsuńTo znaczy to właśnie. Dziś nikt nie dba o cudze interesy. Znam wielu, którzy coś mieli i ktoś w brutalny sposób im to odebrał. Więc wątpię w to, że może być jeszcze ktoś normalny.
UsuńNa Twoim miejscu po prostu bym zadzwoniła.
OdpowiedzUsuńCzasem naprawdę mam ochotę coś powiedzieć. Przy tych codziennych rozmowach mam przecież okazję. Tyle, że nie chcę być aż taką egoistką. Nie mam prawa wodzić go za nos.
UsuńDlaczego uważasz to za wodzenie za nos?
UsuńBo on zawsze chciał być kimś więcej, a ja nikogo więcej w nim nie widzę.
UsuńA mówiłaś mu o tym?
UsuńWielokrotnie.
UsuńJeżeli prosi się o pomoc, wsparcie to jeszcze nic złego. Jeżeli jest dobrym przyjacielem, powinien zrozumieć i pomóc.
OdpowiedzUsuńI jestem pewna, że zrobiłby to bez zająknięcia. Tyle, że mnie już nie wypada wodzić go za nos. Musi mieć szansę na życie. Beze mnie. Bo ja nigdy nie będę miała do niego takiego stosunku, jaki on chciałby, żebym miała.
UsuńRozumiem, że jedno z was czuje coś wiecej, a drugie mniej.
UsuńSzkoda że w takich przypadkach tak trudno jest znaleźć kompromis.
Z mojej strony za mało. Jest dla mnie ważny, ale bardziej jak przyjaciel. Kiedyś próbowaliśmy... ale mnie nie on był wtedy w głowie.
UsuńI właśnie tego się najbardziej obowiam gdy ktoś pyta mnie czy mogłabym być razem z moim przyjacielem i szczerze to modlę się w duchu by zadne z nas nie poczulo ‘czegoś więcej‘.
UsuńDwie moje prawdziwe głębokie przyjaźnie zrodziły się z chęci stworzenia czegoś więcej. Ten układ mi pasował. Ale w drugą stronę... ja też bałabym się, że stracę przyjaciela.
UsuńAle tutaj, teraz - tu nigdy nie było do końca przyjaźni. A nasza codzienność zaczęła się właśnie od czegoś więcej.
Och, to ja takich doświadczeń nie mam. I nie chcę mieć. Wydaje mi się, że On tez nie.
UsuńA u Ciebie to coź... Może jakiś złotych środek się znajdzie bo mimo wszystko oceniam waszą znajomość na plus i szkoda by było coś takiego zmarnować.
Przez siedem lat znajomości daliśmy sobie nawzajem naprawdę dużo. I myślę, że nawet jeśli fizycznie nasze drogi się rozejdą - żadne z nas nigdy nie zapomni.
UsuńW "będzie dobrze" po prostu nie da się wierzyć.
OdpowiedzUsuńNie rób mu nadziei, skoro sama nie czujesz, że cokolwiek mogłoby z tego być. Nie warto.
Na razie wiara to wszystko, co mi zostało.
UsuńNie robię. On sam od bardzo dawna ją sobie robi.
A to już jego problem, nie ma w tym Twojej winy ;)
UsuńMimo wszystko miewam czasem wyrzuty sumienia.
UsuńRozmawiałaś z nim o tym kiedykolwiek?
UsuńNie raz nawet. Denerwowały mnie te rozmowy, bo wielokrotnie wolałam dostać w pysk, niż kolejny raz słyszeć, że on wszystko "rozumie i poczeka".
UsuńNo to się chłopak jednak nie doczeka. Szkoda, bo może przegapić swoją szansę.
UsuńJak chcesz mu pomóc, to najlepiej byłoby całkowicie zerwać z nim kontakt.
I właśnie do tego dążymy.
Usuńchyba Ci się dusza przepoławia, ratuj się.
OdpowiedzUsuńNie, to zdecydowanie nie to.
UsuńW takim razie dobre i to.
UsuńPowiedziałabym raczej, że zaczyna się sklejać, choć jest krucha.
UsuńA nie czujesz czasami, że mimo ogromnej siły, którą w sobie masz (bo masz, obie o tym wiemy), to ta dusza była, jest i będzie krucha z powodu pewnej wrażliwości na świat, która sprawia, że ciągle coś trochę boli i szczypie pod żebrem?
UsuńWiesz, co czuję? Czuję, że kiedyś dopuściłam do siebie za dużo. Pozwoliłam na to, by drugi człowiek stał się początkiem i zarazem końcem mojego świata. Zatraciłam się zaledwie na chwilę, kiedy On dawał mi złudne poczucie bezpieczeństwa serca. A później je odrzucił. Wyciągał dłonie w moim kierunku i rezygnował, kiedy moje opuszki już niemalże dotykały Jego skóry. Nie żałuję, że poznałam te uczucia i nie żałuję, że to On mi je pokazał. Ale gdzieś w okolicach tego dnia, kiedy doszło do mnie, że w cale nie jest mi obojętny, jakaś część tej siły wyparowała. Wypadło kilka cegiełek z muru, który ochraniał mnie przed światem. Już ich nie znajdę. Ani dziś, ani jutro, ani nawet za miesiąc. Już ich nawet nie szukam, trzy lata wystarczą. Załatałam to, kiedy odszedł, kiedy doszło do mnie, że nie wróci. Ale tam wciąż są szpary. I to szczypie.
UsuńI chyba właśnie dlatego swoje serce najlepiej zawierzać tylko sobie. Chociaż łatwo się mówi, a sama podzieliłam je na kilka części i pooddawałam. Na dodatek kilka razy nie tym, co trzeba. Ale nie żałuję.
UsuńI chyba o to tu chodzi, żeby nie żałować. Ja podzieliłam serce raz, później całkowicie je wyplułam. Po czterech latach nieudolnej walki o samą siebie. Co będzie dalej...? Zobaczymy.
UsuńKiedyś pojawi się Ktoś, kto zastąpi Ci wszystko co związane z Nim...
OdpowiedzUsuńPrzeczekaj tą tęsknotę, te bezradne ręce...
Nic nie rób poczekaj. Bo jak jest fchuj źle, to czasem lepiej po prostu się zatrzymać...
Nie twierdzę, że nie. Na pewno. Po prostu kiedyś wydawało mi się, że mnie nie będzie go brakowało. Kiedyś tak było.
UsuńKiedy zbyt często mówimy samym sobie, że będzie dobrze to te słowa przyjmują poziom kiepskiego dowcipu.
OdpowiedzUsuńTyle, że w pewnych sytuacjach nie ma innego wyjścia i jedynym sposobem, żeby nie zwariować jest powtarzanie sobie tego.
UsuńNie chciałabyś mieć kogoś innego czy nikogo innego nie ma na horyzoncie?
UsuńJeśli o związki chodzi - ja się do nich nie nadaję. Bo niby jest ktoś, on przecież też jest. Zawsze chciał być. Ale ja czuję się ograniczona. A z drugiej strony - czasem brakuje mi bliskości.
UsuńAle w tym poście zupełnie nie o to chodziło.
Wiem, że nie o to, ale ciekawi mnie jak to jest, że tak ciężko jest znaleźć szczęście, które mogłoby być obok.
UsuńSzczerze mówiąc ja sama się nad tym zastanawiam. W moim życiu tak naprawdę było dwóch facetów, którzy coś znaczyli. Jeden znaczył dla mnie dużo, cholernie dużo... Dla drugiego - tego z postu właśnie - to ja znaczyłam wiele. Przewinęło się kilku, z którymi i tak nigdy nie udałoby mi się niczego prawdziwego stworzyć. Bo mnie w głowie był wtedy zupełnie kto inny. Między innymi dlatego ten z postu nigdy nie stał się dla mnie tym, kim stać się chciał. Teraz mnie.. minęło? Nie, to złe słowo. Ale nabrałam innego stosunku do tego. Pojawił się ktoś. Ktoś, kto jest mnie ciekaw, kto chce być. Podobało mi się. Na samym początku. Ten moment, kiedy nie wiedziałam o nim zupełnie nic. Minęło trochę czasu, bardzo mało czasu, a ja już się duszę. I uciekam.
UsuńNajlepszą metodą byłoby sprawdzanie i czekanie na kogoś, przy kim byś się nie dusiła. Jednak ciężko jest czekać oczekując bliskości zarazem. A dla tego pierwszego Ty coś znaczyłaś, czy to uczucie w jedną stronę?
UsuńTo pytanie jest chyba nie do mnie... Między nami było dużo, ale niewystarczająco, żeby móc stworzyć związek. Właściwie wszystkich tych rzeczy, które naprawdę chciała usłyszeć dowiedziałam się w momencie, kiedy On doszczętnie nas skreślił, ze strachu.
UsuńNie szukam na siłę. Te momenty, kiedy chcę bliskości nie są tak częste, by były destrukcyjne. Żyję. I jest mi dobrze.
Dziwna sytuacja, niepotrzebna według mnie.
UsuńLepiej być samej i czekać w spokoju na kogoś, kto da nam szczęście do końca.
Nie wiem, czy powinno się czekać. Powinno się żyć, po prostu. I ja z tego korzystam. Biorę z życia garściami i myślę, że gdybym musiała tym życiem się z kimś dzielić - nie mogłabym zrobić połowy tych rzeczy, które robię i tych, które mam zamiar zrobić w najbliższym czasie. Mnie jest dobrze samej. Czasem tylko o tym zapominam.
UsuńWedług mnie życie jest ciągłym oczekiwaniem, dlatego tak to ujęłam. Rozumiem Cię. Czasem tylko człowiek zatrzymuje się i myśli, że powinien ktoś być, a go nie ma, a potem idzie dalej i dalej żyje.
UsuńJak się czujesz z tą samotnością?
UsuńNie napiszę, że będzie dobrze. To takie puste i może okazać się kłamstwem. Mimo wszystko wiesz, że nie jesteś sama. Masz wokół siebie osoby, które Ci pomogą.
OdpowiedzUsuńKim właściwie dla Ciebie był On?
Tyle, że dziś nikt nie może mi pomóc, i nawet ja sama sobie pomóc nie mogę. A właściwie to nie o mnie tu przecież chodzi... Są sprawy, w których ludzka ingerencja nie pomoże i jedyne, co nam pozostaje to modlić się, zakładając, że w coś się wierzy.
UsuńKim był? Facetem, który chciał zakładać ze mną rodzinę. Który chciał sprawić, bym w końcu czuła się bezpiecznie, kochana. Którego ja nie umiałam traktować tak, jak on chciał być traktowany.
Może po prostu ten facet nie jest w stanie zapewnić i dać Ci tak wielkiego szczęścia? A może on sam nie zasługuje na to, byś Ty mu to szczęście dawała?
UsuńMyślę, że byłby w stanie, gdybym mu na to pozwoliła. Tyle, że mnie nie on był w głowie. Chciał czekać, a ja nie chciałam go wodzić za nos...
Usuńnie wiem czy będzie dobrze, ale wiem, że wszystko mija, więc minie i to, i będzie inaczej, a to co zaprząta myśli - wyparuje, wyparuje. w życiu czeka nas wiele niespodzianek.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wyparuje. Że "będzie dobrze". Chcę w to wierzyć. Tyle, że tu ani ja, ani żaden inny człowiek nie mamy nic do powiedzenia.
Usuńale mimo to, wiara pomaga, więc wierz. jeszcze silniejsza będziesz.
UsuńMam nadzieję.
UsuńCzy tutaj chodzi o tego samego delikwenta, który tak niedawno Ci się śnił i, którego później spotkałaś?
OdpowiedzUsuńCzasem potrzebujemy tej jednej, konkretnej osoby obok siebie. I trudno odzyskać spokój bez jej obecności. Co nie oznacza, że jest to niemożliwe :)
Nie. To ta druga strona uczuć, gdzie ja dostaję, nie dając...
UsuńWłaśnie, to jest trafne pytanie. Ciebie, czy kogokolwiek?
OdpowiedzUsuńJego, zdecydowanie. Tyle, że nie tak, jak on chciałby, żebym go potrzebowała.
UsuńI kolejny problem. Zależy mu na Tobie, prawda?
UsuńI owszem, zależy...
UsuńA Tobie?
UsuńNie tak, jak on by tego chciał.
UsuńMoże warto zaryzykować. Powiedzieć mu że Go potrzebujesz?
OdpowiedzUsuńNie warto. To tylko niepotrzebne nadzieje. Wystarczy. Już i tak było ich za dużo.
UsuńChciałabym abyś tego nie żałowała, tej decyzji.
UsuńPrzeżyłam trochę, nie żałuję ani jednej swojej decyzji. I sądzę, że tu też podejmuję właściwą.
UsuńChyba Cię rozumiem. Kiedyś czułam się podobnie wiedząc, że nie mogę mieszać w życiu drugiego człowieka, co mnie bolało, bo to była pierwsza osoba, którą tak na prawdę pokochałam.
OdpowiedzUsuńSkoro Ty kochałaś, o co chodziło...?
Usuńnie wiem, czy myślenie, że nie masz prawa mu mieszać w głowie jest dobre. a może on właśnie tego chce?
OdpowiedzUsuńPrzez długi okres czasu wydawało mi się, że właśnie o to mu chodzi... I wiesz? Nadal mi się tak wydaje, bo on sam sobie miesza w głowie najbardziej. Ale ja wiem, że powinien mieć prawo do własnego, udanego życia.
UsuńTrzymaj się mocno ...
OdpowiedzUsuńStaram się...
UsuńPoradzisz sobie :*
OdpowiedzUsuńMam taki zamiar...
UsuńJa się nauczyłam, że jak są trudne chwile zawsze zostaje się samym sobie. Taka prawda.
OdpowiedzUsuńMnie się wydaje, że to zależy od tego, co jest tych trudności powodem.
Usuńano też.
Usuńno na pewno tak, bo w sumie nie ma miedzy nami duzej roznicy wiekowej ;)
OdpowiedzUsuń.. i chciałabyś go nie kogokolwiek, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, chyba tak.
Usuńa ja bym zadzwoniła, w końcu rozmowa to jeszcze nic wielkiego i zobowiązującego.
OdpowiedzUsuńRozmawiać, to rozmawiamy codziennie. Ale ta chęć, żeby był blisko jest egoistyczna. Nie miejsce tu na egoizm.
Usuńmusisz dla niego wiele znaczyć, skoro masz pewność, że zostawiłby wszystko i przyjechał
OdpowiedzUsuńDał mi powody do tego, bym była pewna.
UsuńCzasami w takich chwilach obecność TEJ właśnie osoby jest niezbędna. Wielka siła umieć się tak powstrzymać, by nie napisać, nie zadzwonić, nie pojechać...
OdpowiedzUsuńNie lubię zwracać na siebie uwagi.
Usuńhmm, nie rozumiem, co dokładnie masz na myśli, mówiąc "stworzyciela, a nie Boga"...
OdpowiedzUsuń