Wracam do domu późnym wieczorem. Chłodno na zewnątrz, wewnątrz jeszcze zimniej. Kilka wiadomości wymienionych z Tobą parę godzin wcześniej, nic nie znaczące słowa, już nie czuję się
czyjaś. Nie rozpadłam się na kawałki, choć tak mi się wydawało. Przez chwilę po prostu poczułam się złożona do kupy. Teraz mały stosik złudzeń rozsypał się po podłodze, ale już bez huku. Nastawiam w czajniku wodę na herbatę.
Jedną. Już nie będę zaparzać kolejnych czekając na Ciebie. Nie rzuciłam tych słów na wiatr, tylko ja wiem, jak mocno chciałam to robić. Ale obiecałam sobie kiedyś, że już nigdy nie będę płakać przez faceta, że
On był jedyny. Ta obietnica legła w gruzach w ten Dzień Chłopaka, który miał być piękny, a nie był, ale to nieważne, to zupełnie inna sytuacja.
Odchodzisz. A ja nie chcę Cię zatrzymywać. Mam dość jednostronnych starań, i tyle. Korci mnie tylko, żeby Cię zapytać co się zmieniło w ciągu tego tygodnia, że tak bardzo obróciliśmy się w proch. Ale tego nie zrobię. Byłeś. Nie ma Cię.
Ja nadal tu jestem, tylko jakby (chwilowo) niepełna...
Jeśli dziś Cię nie będzie,
przyjmę to jako definitywny koniec.
Rozstania są takie przygnębiające... aż nie wiem, co powiedzieć. Ściskam mocno.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to zdaję sobie sprawę z tego, że... szkoda słów. Za szybko się przywiązałam, bywa ;)
UsuńTakie szybkie przywiązywanie się to zło.
UsuńGdybym ja tego nie wiedziała... Wiem, ale co to zmienia?
UsuńW sumie to nic.
UsuńNo właśnie. Nie pamiętam, żeby mi się to wcześniej kiedykolwiek zdarzyło, a teraz o.
UsuńA no. Pierwszy raz boli najbardziej, czy coś? ;)
UsuńZdecydowanie... później się przyzwyczajasz.
UsuńTo chyba tak nie działa.
UsuńZależy na kim ;]
UsuńRaczej zależy od sytuacji. :)
UsuńTo też ;P
UsuńJa jestem zdania, że do niektórych rzeczy niezależnie od tego, ile razy nas spotykają, nie da się po prostu przyzwyczaić.
UsuńTo już chyba zależy od człowieka.
UsuńOstatnie słowa dają jednak jeszcze jakąś nadzieję.
OdpowiedzUsuńBo ona nadal się we mnie tli, ale... ona jest bardzo płonna, a jego wciąż nie ma.
UsuńAle może jeszcze będzie. Może nie wszystko stracone. Jeszcze w to jakoś wierzysz, może to tylko iskierka, ale jest. Bo u mnie brakło jej całkiem. Trzymaj się tam, czekam z Tobą ;*
UsuńWątpię w to. Chciałabym, ale... bezpieczniej jest się tej nadziei nie trzymać. :)
UsuńNo to jesteśmy w tym we dwie. Możemy sobie już zacząć żyć jak samotne panny.
UsuńJa już zaczęłam... Tylko kota chyba mi brakuje. Albo siedmiu.
UsuńI jak? Nie ma go?
UsuńNie. A dzień już prawie się skończył...
UsuńWraz z dniem kończą się ostatnie okruchy nadziei?
UsuńNa pewno te świadome, to jest bez sensu...
UsuńNie powiem Ci, że się ułoży. Bo nie wiem. Sypie się wszystko, tak nagle, nie?
UsuńNie wiem, czy wszystko.. To najważniejsze tak.
UsuńU mnie wszystko...
UsuńWiesz, czasem mi się wydaje, że niektóre rzeczy komplikują się dlatego, że rozstrojeni upadkiem tego "najważniejszego" przestajemy się strać trzymać w pionie wszystko inne...
UsuńMoże tutaj się mylę, nie oceniam. W każdym razie mam nadzieję, że wszystko niebawem się ułoży...
To na pewno tak jest. Ale są rzeczy, które były fundamentem szczęścia, udanego życia. I jak one się psują, to już się nawet nie ma ochoty trzymać reszty.
UsuńJa taka już jestem.
Ale to chyba jest naturalne, wiesz? Są rzeczy ważnie i ważniejsze, trudno myśleć o tych pierwszych, kiedy sypią się drugie...
UsuńDokładnie jest tak jak napisałaś. Człowiek tak bardzo się skupia na tych najważniejszych, że cała reszta przestaje mieć znaczenie.
UsuńNo i nie ma w tym nic dziwnego... Niektórych rzeczy po prostu nie da się odstawić na dalszy plan, i tyle.
UsuńJak wieczór, Alien..?
UsuńRozsadza mi głowę, nie mogę sobie znaleźć miejsca, brakuje mi dobrej muzyki...
UsuńA on przyjedzie jutro...
Czyli jest nadzieja, może jeszcze będzie pięknie?
UsuńWątpię... Nasze rozmowy są ostatnio nienormalne, błądzą po dziwnych torach.
UsuńDlaczego nienormalne? Co przez to rozumiesz?
UsuńSprowadzają się ciągle do jednego.
UsuńTego o czym myślę?
UsuńNiestety.
UsuńNo to nie za ciekawie... Kiedyś bym Ci powiedziała, że to fajnie, że takie rozmowy są świetne. Ale w tym momencie wiem, że NIE.
UsuńMoże i są, do pewnego momentu. Tyle, że ja się przez to czuję jeszcze bardziej przedmiotowo, bo mam dziwne wrażenie, że od mojego głupiego "tak" zależy cała nasza znajomość...
UsuńNie dziwię Ci się. To są sprawy najmniej ważne na początku. Najpierw powinno być budowanie tego wszystkiego, potem przyjemności.
UsuńNiech by one były wcześniej, byle nie zniknął po nich. Ja myślę, że zniknąłby.
UsuńMam nadzieję, że nadzieja nie okaże się "siostrą beznadziei", że rozpali ona coś większego. Dobrze, że się nie rozpadłaś.
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczajam się do myśli, że jego nie ma. Wczoraj szło mi lepiej niż dzisiaj... dopóki się nie odezwał. Staram się nie mieć złudzeń. Niekoniecznie mi wychodzi, ale... staram się.
UsuńDlaczego nie zapytasz go co się stało w ciągu tego tygodnia? Ja bym się zapytała, chciałabym wiedzieć, bo później żałowałabym, że tego nie zrobiłam..
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dlatego, że musiałabym z nim rozmawiać... A nie rozmawiam. Ciężko wymianę kilku wiadomości nazwać rozmową. O ile w ogóle ktoś pisze...
UsuńMnie też korciło, żeby zapytać, ale stchórzyłam. Może to i lepiej...
OdpowiedzUsuń