27 lipca 2014

Otwarta przestrzeń.

Zamykałam te drzwi z nadzieją na chwilę spokoju. Z zamiarem zrobienia porządku w życiu, pod (chyba) każdym możliwym względem. Nie próbuję sobie przypomnieć, jak ta codzienność wtedy wyglądała. Mimo wszystko mam świadomość, że różniła się od tego co otacza mnie teraz. I to (chyba) dobrze. Trochę się ostatnio zgubiłam. I jestem trochę zmęczona. Nieustannym pojawiam się i znikam, pierwszy raz w życiu własnym. Dostaję kluczę, by następnie wyjść, zostawiając je na stole. Trzymam w pudełku kilka rzeczy, które (chyba) powinny w jakimś stopniu mnie określać. Uchylam je i dostrzegam, że bardziej od zawartości określa mnie ten karton. Wracam i odchodzę. Odchodzę i wracam. Chciałabym powiedzieć, że następny raz będzie tym ostatnim, ale musiałabym oszukiwać samą siebie... Brakuje mi miejsca, które będzie na stałe. Takiego, w którym w momencie powrotu nie będę czuła się niezręcznie, bo nieobecności będą w nim tylko chwilowe. Jak wyjście na zakupy, na kawę, do ludzi. Chcę możliwości powrotu ze świadomością, że to miejsce za moment nie zniknie. 

Ze szkatułki od dawna zamkniętej w szufladzie wyjmuję dzisiaj klucze. 
Te, którymi półtora roku temu zamykałam swoje cztery kąty. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz