Odpalam papierosa. Zaciągam się, by następnie ze spokojem uwolnić płuca od ciężkiego dymu. Czasem się zastanawiam gdzie to wszystko się podziało. Uciekliśmy, pozostawiając za sobą jedynie echo nieustannie cichnących dźwięków. Odwracam się niekiedy, spoglądając na to z dystansu i widzę, jak ten niegdyś jasno i gorąco płonący ogień stopniowo się wypala. Powoli zaczyna brakować słów, a i melodia staje się coraz bardziej niezrozumiała. A przecież kochałam to najmocniej, całą sobą. Teraz czuję się tak, jakby wszystkie te miłości zostały zamknięte w klatce, a moje ręce skrępowane gdzieś w oddali, by tej klatki nie mogły dosięgnąć. A może... może to ja siedzę w tej klatce, przywieszona pod sufitem zbyt wysoko, by te upadające miłości móc pozbierać z podłogi. A przecież nikt nie mógł kochać bardziej... Nikt i nic nie wzbudza we mnie tak silnych emocji. I... chyba nic nigdy nie wzbudzi.
Dziękuję...
Chyba największy ból tego świata polega na tym, że nic nie może wiecznie trwać, a niektóre sprawy, rzeczy, osoby po prostu przemijają pozostawiając po sobie wspomnienia. Zabawne, że po jakimś czasie sami już nie wiem, co takiego czujemy względem tych wszystkich spraw. Czy to boli, czy nie... ale na miłe wspomnienia zawsze się uśmiechamy, a czasami płaczemy. Człowiek jest dziwną istotką.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony ból, a z drugiej... czasem mi się wydaje, że nie do końca. Ostatecznie przecież każdy koniec jest początkiem czegoś nowego. Tylko tego co utracone szkoda, bo chciałoby się, żeby trwało. Prawdą jest, że pewne rzeczy, więzi i wartości trzeba (w sobie) pielęgnować, bo pozostawione same sobie mogą więdnąć.
UsuńJa mam podobnie, kiedy wypala się przyjaźń, zażyłość... Zawsze czuję tę tęsknotę, ukłucie, dużo wspominam Ale domyślam się, że to ma mało wspólnego z momentem przemijania uczuć.
OdpowiedzUsuńZ przemijaniem dużo, tylko nie do końca uczuć.
UsuńPod tym względem jestem prawdziwą kaleką, nie ma co się czarować.
UsuńWzględem uczuć?
UsuńIntymnych, nigdy ich nie zaznałam.
UsuńA może zdarzyło się to po to, byś mogła odkryć w sobie te pokłady uczucia?
OdpowiedzUsuńWiesz... ja je chyba odkryłam już dawno.
UsuńPrzed tym?
UsuńWidziałam, żeby odpalać komputer, ale żeby fajka? ;D Papierosa się przypadkiem nie zapala świętym ogniem skrzeszonym za pomocą grzmiących kijów, tudzież zapalniczki? ;D
OdpowiedzUsuńNo cóż... z czasem wszystko się zmienia.
No... masz rację. Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Robię się tępa wieczorami, to przez tę pracę ;P
UsuńPrawda. (Nie)stety.
A mnie jakoś tak właśnie oświeca i czepiam się wszystkiego ;D
UsuńZdarza się i tak. Ja się czepiam cały dzień, wieczorami się wyłączam ;D
UsuńHibernacja się załącza... nie, nie załącza - ODPALA ;D
UsuńOtóż to! ;D
UsuńWieeelkie mi halo ;D
Czy mi się wydaje, czy ujawniłaś Melodię?
OdpowiedzUsuńPewnie takie emocje się już nie powtórzą, ale przecież będą inne. :)
Zgadza się. Ale na wszelki wypadek spisałam maile ;)
UsuńBędą na pewno. A na razie... rozbudzam w sobie te "stare" :)
A ja na razie siedzę przy grzejniku i się dołuję. :)
UsuńZastanawiam się czy jakakolwiek miłość jest wieczna. Bywa, że nadchodzą ciężkie czasy, kiedy nawet matka przestaje kochać swoje dziecko, które nosiła niegdyś przez 9 miesięcy pod sercem.
OdpowiedzUsuńPopaprany ten świat.
Popaprany, nie sposób się nie zgodzić. Ale ja wierzę w tę "wieczność", wierzę w to, że uczucia trwają nawet kiedy ludzie odchodzą, jakieś ich śladowe ilości zawsze w nas zostają.
UsuńNie da się wykopać z życia człowieka, który tkwił w nim przez dłuższy czas i był dla nas ważny, tu się z Tobą zgodzę.
Usuń"Może dlatego też, iż sądzimy zawsze, że nasze cierpienie jest jedyne, nieporównywalne, jak wszystko to, co nas dotyczy. Nikt nie kocha tak, jak my kochamy, nikt nie cierpi tak, jak my cierpimy. Brzuch przecież boli mnie, nie ciebie." taki cytat mi się przypomniał czytając to.. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co to ma do rzeczy, ale... nie jest tak, właściwie? Nie powinno się porównywać naszego cierpienia z cierpieniem innego człowieka, bo każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń i własną skalę bólu. To, co Ty przeżywasz jako tragedię dla mnie może być codziennością, a to co mnie sprowadza na dno - Ty możesz uznać za przejściową trudność. I obie mamy do tego prawo, ale nie możemy kwestionować tego, co czuje ta druga :)
UsuńA tutaj nie ma takiego bólu, choć widzę, że tak to zabrzmiało. Tu jest metafora ;)
Może to wszystko się stało, by zrozumieć coś nowego
OdpowiedzUsuńTo pewnie też. A z drugiej strony... to też trochę zaniedbanie.
UsuńWięc teraz trzeba o to bardziej dbać :)
UsuńJak to mój moja dobra przyjaciółka- nie istnieją rzeczy wieczne, ale istnieją takie, które trwają dłużej niż ludzkie życie- a miłość bywa jedną z nich i właśnie dlatego warto nieraz o nią walczyć.
OdpowiedzUsuńAle też i miłość, ta ludzka, potrafi umrzeć. I nieraz trzeba jej pozwolić, być może po to, by potem kochać jeszcze bardziej, choć to wręcz niewyobrażalne?
Ja nie wierzę w to, że miłość (ta szczera, prawdziwa) jest w stanie doszczętnie umrzeć. Jej cząstki zawsze zostają w człowieku, tylko przygaszone. Często właśnie czymś nowym. Mój kolega zwykł mawiać, że każda miłość jest na swój sposób pierwszą i ostatnią, każda jedyną.
UsuńMy sami tworzymy sobie bariery, przeszkody... czy tam klatki... ale możemy również je pokonywać. Życie to w pewnym sensie ciągła walka. Grunt, by nie stracić pewnego celu, sensu naszych trudów i starań.
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów nigdy. Co ma wisieć, nie utonie...
OdpowiedzUsuńnic nie dzieje sie bez przyczyny..
OdpowiedzUsuń>> mój blog <<
hej hej
OdpowiedzUsuńto ja tylko informuje
>> NOWA NOTKA mój blog <<
Ciężko żyć w takiej klatce, prawda?
OdpowiedzUsuńnigdy nie mów nigdy... parę razy mi się już też tak wydawało i życie jak zwykle to zweryfikowało.
OdpowiedzUsuń