25 lutego 2015

Jeden procent lepsza od wczorajszej siebie.

Chciałam tu dzisiaj przyjść i powiedzieć Wam, że postanowiłam rzucić pracę. Chciałam z tą samą wiadomością iść dzisiaj do swojego managera. I tak naprawdę... byłam w stanie to zrobić. Bo mam za sobą jeden z najtrudniejszych tygodni w całym życiu i przez ostatnie dni brakowało mi siły i chęci do wszystkiego. Do pracy, do życia. Kładłam się spać zmęczona, ale co gorsza wstawałam nie mniej zmęczona niż byłam poprzedniego wieczoru. I zganiałam to na pracę. Na piętnaście i pół godziny gonitwy każdego dnia i brak czasu na cokolwiek, nawet sen. Ale poszłam do tego biura, zobaczyłam tych ludzi i zrozumiałam, że tak naprawdę skończyłam już etap swoich treningów co rano, a weszłam na ten, gdzie to inni zadają mi pytania, oczekując odpowiedzi. Bo jestem kimś, od kogo mogą się uczyć. Ale jak mam przekazać innym coś, w co sama nieustannie wątpię? Nie da się. Muszę sama w to, na nowo, uwierzyć. Przez cały tamten tydzień próbowałam sobie wmówić, że dam radę z nadzieją, że jeśli tysiąckroć sobie to powtórzę to w końcu stanie się prawdą. Nie stało. A ja z dnia na dzień byłam na siebie coraz bardziej zła, i coraz bardziej sobą zmęczona. I mogłam sobie te kłamstwa powtarzać setki zamiast dziesiątek tysięcy razy... a to i tak niczego nie zmieniało. I dzisiaj chciałam tu przyjść i powiedzieć Wam, że ta praca daje mi jedynie zmęczenie i poczucie, że się do tego nie nadaję. Ale to nie ja się do tego nie nadaję, tylko moje nastawienie. Pracuję w firmie, w której o nastawieniu i celach na przyszłość mówi się więcej niż o zadaniach na dzisiaj. Bo każdy z nas ma marzenia i każdy chce je zrealizować. I kiedy zmieniłam nastawienie i sposób myślenia, kiedy zamiast stokroć powtarzać dasz rade powiedziałam jedno jesteś w stanie osiągnąć wszystko, pod warunkiem, że w to uwierzysz... dałam radę. Nawet jeśli rano, stojąc w progu usłyszałam, że to nadal nie jestem ja, bo nie ma tego uśmiechu i samozaparcia w oczach... udowodniłam, przede wszystkim sobie, że niemożliwe nie istnieje. I tu nie chodzi o bycie lepszą w pracy. Chodzi o to, że moim bohaterem jestem na sama, za dziesięć lat. Każdego dnia lepsza o jeden procent od wczorajszej siebie. Każdy z nas ma gorsze dni. Dzisiaj, wczoraj, jutro... One zawsze były i one zawsze będą. Tu nie chodzi o to, żeby one nie miały miejsca. Chodzi o to, że zawsze od nas i tylko od nas zależy jak do nich podejdziemy i czy po pierwszej porażce się poddamy, czy z pełnym przekonaniem staniemy przed lustrem, patrząc sobie w oczy i powiemy: wczorajszy dzień nie ma znaczenia, dzisiaj jest nowy początek. Każdy dzień jest nowym początkiem. Wykorzystaj go tak, by pod koniec nie żałować niczego, co się wydarzyło.

Żadnego końca świata dziś nie będzie,
bo w Tokyo jest już jutro. 

/ przepraszam, że mnie nie ma, ale... cóż, jeszcze chwile to pewnie potrwa..

4 komentarze :

  1. Każdy dzień to szansa, żeby móc poprawić, polepszyć siebie. To trudne, ale zmiana toku myślenia i nastawienia wiele daje.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja cały czas wierzę w to, co masz napisane pod postami - że myślenie kształtuje rzeczywistość. i że wszystko jest kwestią naszego nastawienia. więc trzymam kciuki za to, żeby Twoje nastawienie było jednak cały czas - na ile to możliwe oczywiście - pozytywne... powodzenia w pracy, wiem, jakie to potrafi być męczące i satysfakcjonujące jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. I za te ostatnie słowa, które są tak bardzo piękne, to wybaczę Ci, że Ciebie tutaj nie ma :* Mam nadzieję, że będziesz się spełniała w tym wszystkim i odnajdziesz takie idealne miejsce, w którym znajdziesz samozaparcie, które będzie widoczne w Twoim oku, no i uśmiech. ;)

    OdpowiedzUsuń