/ więc i tu mnie nie ma, bo jak mam być, skoro nie istnieję?
22 czerwca 2015
Szklany człowiek.
Zawiesiłam się. Tak naprawdę nie dzisiaj, a kilka długich tygodni temu. Nie potrafię funkcjonować w ten sposób. Duszę się patrząc w przestrzeń i widzę jak życie biegnie gdzieś obok, jakby mnie wykluczając. A może to ja sama siebie z niego wykluczam? Nie wykonuję machinalnych czynności, nie działam jak automat... Ale niewiele jest życia w codziennym istnieniu. Wyciągam dłonie i czuję, jak to magiczne dziś przelatuje mi przez palce. I nie wiem co z tym zrobić. Próbuję znaleźć w sobie coś, taki przycisk, który uruchomi machinę, tę zdolność odczuwania, czegokolwiek. A tak na dzień dzisiejszy to... nie ma we mnie nic...
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Dobrze wiem jak to jest, kiedy stoisz obok życia i patrzysz jak wszystko przelatuje obok. Wiem jak to jest, kiedy nie istniejesz, kiedy nie czujesz, a tak bardzo byś chciała. I nie chcę życzyć tego nawet najgorszemu wrogowi.
OdpowiedzUsuńI niby wszystko jest dobrze, a tak naprawdę nic nie jest. I trzeba podjąć jakąś decyzję, chciałoby się zmienić wszystko... A dalej stoi się w miejscu.
UsuńDokładnie.
UsuńMoże to ze strachu?
UsuńNie wiem, aczkolwiek strach potrafi sparaliżować człowieka. Czuć go wtedy w każdej żyle.
UsuńAż tak to chyba nie... Bardziej jakby łapał za nadgarstki i mówił "i tak nic się nie zmieni, nawet nie próbuj".
UsuńKażdy człowiek ma inne odczucia ...
UsuńTo prawda. Może są też różne rodzaje tego strachu... Na pewno są.
UsuńWłaśnie ...
UsuńTak czy siak... nie może ani paraliżować, ani łapać za nadgarstki.
UsuńTylko, że czasem sami dopuszczamy do tego, niekoniecznie świadomie...
UsuńNiestety. A później ciężko się z tego wyrwać, bo lepiej zapobiegać niż.. leczyć.
UsuńDokładnie.
UsuńMoże żeby włączyć czucie musisz najpierw wyłączyć to co włącza znieczulicę?
OdpowiedzUsuńProblem chyba polega na tym, że to nawet nie jest całkowita znieczulica... Muszę ruszyć z tego martwego punktu, ale szkoda mi stracić to, co wywołuje uśmiech, kiedy jest w pobliżu.
UsuńCzemu musisz to stracić?
UsuńWłaśnie to mnie (tu chciałam napisać, że "uwiązało", ale to nie jest dobre słowo) zatrzymało. Ja to bardzo lubię, ale to są tylko szczęśliwe momenty, bez tego jest cicho i pusto, przez większość czasu. I niestety nijako, wielu rzeczy brakuje.
UsuńCiężko mi jest coś teraz napisać, nie wiedząc o co dokładnie chodzi.
UsuńTak ogólnie to muszę zmienić pracę, miejsce i znaleźć jakiś (dobry) sposób na życie. Brzmi trochę jak "muszę zmienić wszystko"..?
UsuńA z czego musisz zrezygnować?
UsuńTak na tę chwilę... z pracy, którą naprawdę lubię.
UsuńMyślę, że to przyjdzie samo. W swoim czasie.
OdpowiedzUsuńBez starania się o jakąkolwiek zmianę?
UsuńMiałam podobnie, ale dziś pojęłam, że muszę się z tego wygrzebać...
OdpowiedzUsuńPojęłam już dawno, potrzebuję tylko sposobu...
UsuńKażdy ma swój, na mnie najlepiej działają wstrząsy :D
UsuńNa mnie szybkie cięcia. Znacznie szybciej podnoszę się z ziemi niż ruszam z miejsca.
UsuńJa też, by wykonać konkretny ruch, trzeba dojść do siebie.
UsuńDokładnie, a nie odchodzić od zmysłów...
UsuńPrzerobiłam to ostatnio boleśnie.
UsuńI wstajesz. To dobrze.
UsuńLepiej późno niż wcale.
UsuńSama tak trochę się czuję ale...próbuję z tym walczyć. Na pewno jest sposób, żeby rozbić szkło...nawet, jeśli mają potem stopy krwawić.
OdpowiedzUsuńCzasem warto pokrwawić, tak dla oczyszczenia.
UsuńJa też próbuję. (chyba?) Ale póki co dalej tkwię w tym stanie i... tylko ciężko oddycham.
Nienawidzę tych momentów gdy czuję się pusty. Dosłownie pusty. Jeśli nie odbija się to na bliskich osobach to można przez to przebrnąć.
OdpowiedzUsuńDaj znać jak znajdziesz ten przycisk, ja także dam znać gdybym go znalazł.
Myślę, że ten przycisk to zmiana sposobu życia... Na mnie to wcześniej działało. Tylko ile razy można diametralnie coś zmieniać?
UsuńKiedy ja mimo wszystko nie chcę już nic zmieniać. Nie uważasz, że te zmiany są podobne do zwykłej ucieczki od monotonii ? Okej jest czasem trafnym wyjściem, ale jak długo tak można ?
UsuńCzęsto tak. Ale dlaczego mamy w niej trwać, kiedy możemy ją zmienić? To jest nas czas na próbowanie, na szukanie sposobu, złotych środków. Za dziesięć lat będziemy mieć (w większości) rodziny, za trzydzieści będziemy zmęczeni życiem. To kiedy?
UsuńSzkoda, że nie da się tym wszystkim pieprznąć, wcisnąć delete,a następnie NEW. Czuje się dziwnie czytając ostatnie zdanie, bo mam wrażenie, że ja urodziłem się stary by odejść młodo. Odczuwam wszystko od końca. Monotonia nigdy nas nie opuści. Nie da się odciąć od rutyny, chyba, że na moment.
UsuńHm... mylisz się, Astray. To sposób postrzegania. Rutyna nie zawsze równa się monotonii. Pierwsze ja widzę jako swoiste poczucie bezpieczeństwa, drugiemu bliżej do beznadziei. Bo tu nie chodzi o to, żeby każdy dzień wyglądał zupełnie inaczej, żeby robić coś innego, nowego. Chodzi o to, że możesz się zatrzymać, na chwilę, by zaczerpnąć oddech, a później ruszyć dalej. Nawet jeśli rutyna zmuszą się do trzymania się konkretnych ram, czasowych czy nie.
UsuńBingo ! Trafiłaś w sedno myśli, których nie potrafiłem wypowiedzieć. Tylko, że ja nie umiem wykalkulować czasu na odpoczynek, a czasu na dalszy bieg w tym maratonie. Albo mnie pochłania stop, albo bieg. W tym chyba tkwi problem.
UsuńTeż tak kiedyś miałam, że niby "żyłam" a życie po prostu biegło tak jakby mnie omijało. Przestałam czuć, przestałam po prostu żyć, ale w pewnym momencie ocknęłam się, zaczęłam bardziej wychodzić do ludzi.
OdpowiedzUsuńTylko w jednym momencie mojego życia byłam więcej z ludźmi niż teraz. Ale wtedy życie biegło dużo szybciej, dzisiaj jest spokojniejsze. Może nauczyłam się wtedy funkcjonowania w biegu i dzisiaj mi... za wolno?
UsuńMoże coś trzeba z tym zrobić? Po za tym w końcu trzeba żyć chwilą i brać z życia to co najlepsze. A potem w pewnym momencie człowiek zdaje sobie sprawę jak długo tkwił w danym momencie i że czasu nie da się nadrobić.
UsuńMnie chyba takie życie chwilą nigdy do końca nie wyszło. Za dużo mam w sobie myśli i skłonności do analizowania. Ale masz rację - coś trzeba z tym zrobić, żeby zbyt wiele nie stracić. Nie tylko czasu.
UsuńJa też tak miałam. Ciągle myślałam co zrobiłam nie tak, że pewne rzeczy nie wyszły. Ale to jest kompletnie bez sensu. Trzeba po prostu wyciągnąć wnioski z błędów, na nich się uczyć i ich nie popełniać. W tym wszystkim można przede wszystkim zatracić siebie.
UsuńNie analizuję przeszłości w ten sposób, nie tkwię w niej. Cieszę się, że była. Kiedyś na pytanie co bym zmieniła mogąc cofnąć się w czasie odpowiedziałam "nic" i wywołałam burzę. Ale nie zmieniłabym, lubię ją, doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem. Ja analizuję wybory przed podjęciem decyzji. To bywa zgubne. Mało we mnie spontaniczności do życia, takiego "wyprowadzam się dzisiaj, nie wiem gdzie będę jutro". Wiesz o co mi chodzi, prawda? Bo przecież nie o dosłowność. Ja lubię mieć opcje, wszystko przemyślane. Tylko mając ich wiele czasem nie wiemy co będzie najlepsze. A z drugiej strony uważam, że to jest nasz czas na popełnianie błędów i próbowanie wielu rzeczy, zanim wybierzemy jedną na całe życie. Sprzeczności. Nie umiem tego połączyć, dlatego zawsze coś jest kosztem czegoś. I na jednej drodze brakuje mi możliwości z tej drugiej.
UsuńTak, masz rację. Ale bardziej miałam na myśli to, że doświadczenia z przeszłości mogą nas uczyć, bo nie mogę nazwać czegoś błędem, jeśli nim nie było. Ale po prostu czasem się potkniemy, i warto się na tym uczyć. Ja właśnie tak mam, nie lubię planować, bo przecież jutro mogę być zupełnie w innym miejscu. Trzeba łapać chwilę, wyciągnąć z niej jak najwięcej bo przecież już się to nie powtórzy i właśnie dlatego, że nie możemy wybrać kilku opcji na raz, musimy mimo różnych wyborów żyć intensywnie i najsilniej jak się da. Bo przecież nigdy nie wiadomo czy wybór był właściwy i gdybyśmy stanęli jeszcze raz tu i teraz to co zadecydowalibyśmy.
UsuńNo tak, masz rację. Różni nas tylko to, że ja te plany lubię. Lubię mieć kontrolę nad tym co się dzieje i jeśli coś nie idzie po mojej myśli to czuję się trochę... zagubiona? W stosunku do wielu sytuacji jest to dobre określenie. Mnie takie rzeczy wybijają z rytmu. Choć wiem, że to nie jest dobre, bo przecież życia zaplanować się nie da, ono prędzej czy później nas zaskoczy.
UsuńKażdy ma jakieś plany, ale czasem po prostu dzieje się zupełnie inaczej niż to sobie wyobraziliśmy czy założyliśmy. Bo życie lubi zaskakiwać ...
UsuńZaczynam wierzyć w letnią depresję, zwłaszcza gdy wyglądam przez okno...
OdpowiedzUsuńZawsze się buntowałam jak ktoś mówił o jesiennej, bo jesień jest przecież taka piękna... A tu proszę - lato, a z nami gorzej niż w listopadzie?
UsuńPogoda świruje, to i my mamy prawo.
UsuńIstniejesz w każdej chwili tego Wszechświata.
OdpowiedzUsuńŻyj pełnią życia, masz je tylko jedno...
Wiem, że to trudne, sama staram się wmawiać to sobie codziennie. I wciąż myślę, jak życie przelatuje mi przez palce, gdy tak wiele rzeczy robię wbrew sobie.
Ale to chyba nie o to chodzi, żeby tak wiele robić wbrew sobie..?
UsuńZasmuciłaś mnie tym wpisem :( Głowa do góry!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :(
UsuńPróbuję postawić się w Twojej sytuacji. Nie wiem, jak to jest, gdy życie przelatuje między palcami, wiem natomiast, jak czuje się człowiek wyłączony z życia. Czy czujesz się podobnie? Tak jakby Twoje ciało zbuntowało się?
OdpowiedzUsuń