7 maja 2017

Zapach wspomnień


Uporządkowałam panujący wokół chaos, zaparzyłam herbatę, zapaliłam świece. Pamiętasz ten zapach? Pięć lat temu, pięć i niepełny miesiąc, kilka dni wyjętych z codzienności, piękniejszych od wielu innych rzeczy, jakie działy się wtedy i jakie dzieją się do dzisiaj. Charlottenburg wieczorem, skąpany w zachodzie słońca, po tym pierwszym, bardzo długim, spacerze ulicami, które wpisały się w nas nie mniej niż my sami siebie każdego dnia w nie wpisywaliśmy. Dawno tam nie byłam. Niekiedy wydaje mi się, że to był sen. Zbyt piękny, by mógł być prawdziwy. Miałam coś wtedy ze sobą, niedokładnie pamiętam co, ale pachniały tym wszystkie poranki i wszystkie wieczory, wśród świec ustawionych w łazience z białymi płytkami, w której zapominaliśmy zamknąć okno i, wchodząc tam, w środę i czwartek słyszeliśmy dzieci biegające za piłką na boisku tuż obok. Czasem czuję ten zapach, przeciekający jakby przez palce, i cofam się w to miejsce, by raz jeszcze to przeżyć. Te wszystkie spacery, poranne bieganie wokół jeziora, nieudolne kupowanie truskawek na targu i kobietę, która nam je sprzedawała. Pamiętasz tego mężczyznę, który robił zdjęcie w Sonny Center? I Twoje czytanie mapy, gubienie się wśród pozamykanych ulic, piknik w Lustgarten. Wciąż mam tę mapę, kupioną na dworcu, lekko zniszczoną. Przechowuję ją wśród dziesiątek pocztówek z tą samą obietnicą, że przyjdzie czas i miejsce, w którym zarzucę kotwicę, miejsce moje od początku do końca, w którym zawiśnie na ścianie w honorowym miejscu. Tak jak oprawienie jej w ramę obiecuję sobie, że kiedyś tam wrócę. Tylko nie byle kiedy, nie z byle kim, nie byle jak, bo to nie takie miejsce, by go nie czuć całym sobą. Rok temu nawet kupiłam bilety. Miałam jechać we wrześniu, kiedy przyjdzie wybrać zaległe dni urlopu, kiedy słońce będzie przebijać się przez powoli żółknące już liście, wstawać będzie trochę później, zachodzić trochę wcześniej, kiedy zrobi się spokojniej, przetoczą się największe tłumy... Kiedy będę mogła spacerować i czuć się jak wtedy, będąc już zupełnie innym niż kiedyś człowiekiem, postrzegając pewne rzeczy, może nawet większość, w zupełnie inny sposób. A może tylko tak mi się wydaje? Pamiętam jak wtedy pytałam, czy nie chcesz się ze mną zakochać. Prawie Cię nie znałam, choć znałam Twoje marzenia i największe miłości. I to chyba one połączyły nas wtedy i dały możliwość prawdziwego poznania, wśród tej samej muzyki, podobnych zachwytów nad wszystkim, co nas otaczało. Może to mój błąd, że nie powinnam oczekiwać niczego, a jednak oczekuję, że spotkam kogoś, kto będzie potrafił pojąć to w ten sam sposób, w jaki my pojmowaliśmy wtedy. Kogoś, kto nie odhaczy kolejnego miejsca na mapie, a kogoś, kto tak jak Ty, jak ja, naprawdę chce je poznać. Może kogoś, kto nigdy tam nie był, a może kogoś, kto będąc, kochać nigdy nie przestał.

4 komentarze :

  1. Cóż boli! Ja też zmagałem się ze wspomnieniami. Też o tym piszę Zapraszam na
    http://schizoljas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie boli. Dlaczego by miało? Wszyscy się z nimi zmagamy, w taki czy inny sposób.

      Usuń
  2. Wspomnienia są piękne, a Ty naprawdę potrafisz je docenić, przechowujesz w sercu. Widać to w każdym słowie... Równie cudowna jest też gotowość do zmian i odkryć, której po przeczytaniu tego wpisu serdecznie Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak Ty cudownie potrafisz pisać o wspomnieniach...
    Mam nadzieję, że na to kiedyś nie będziesz musiała zbyt długo czekać.

    OdpowiedzUsuń