28 lutego 2018

Zakręty i miejsca (nie)nasze.

Wciąż są rzeczy, gesty i słowa, które przywołują wspomnienia. Ale to dobrze. Dziesięć dni temu napisałam tu wers, który chodził mi wtedy po głowie - że miłość niewielka, błahy jej zgon i idziesz dalej. Onet zamyka blogi, nad tym też nie da się przejść cicho, bez echa, nie zaglądając. Choć ja nigdy nie byłam tą, która czyta to, co zostało napisane dawno temu. Niemniej to miejsce to dziesięć lat mojej historii. Setki tysięcy stęsknionych oddechów i melodii, spośród których żadna nie była ostatnią, choć przecież ostatnia też wybrzmiała dawno temu. Piosenki w radio ostatnio pełne sentymentów. Podobnie do tych miejsc, w których już dawno jest pusto. Nie czuję się tam już jak w domu, choć zaledwie tydzień temu, w kontekście rozmowy o niczym, z przyzwyczajenia i bez namysłu powiedziałam komuś u nas i nagle zeszkliły się oczy, na chwilę, zupełnie jak teraz. Pewnie też dlatego kiedy umawiam się z nią na kawę i mówię, że niedługo znów będziemy się umawiać na rogu, za dziesięć minut, na niemal codzienne spacery dawnymi ścieżkami to tylko ja wiem, że choć przecież znam te miejsca, to już nie do końca je poznaję. Zaprosiłam do siebie Kogoś, kogo poznałam niedługo po Tobie i przypomniałam sobie jak wiele lat temu, przy pierwszym spotkaniu w jej rodzinnym mieście oprowadzała mnie po miejscach, z którymi wiązała wspomnienia. Za tydzień znów założę sukienkę i znów kupię sobie kwiaty, na przekór spojrzeniom ni ciekawskim ni współczującym, bo przecież na Dzień Kobiet to mężczyźni powinni je wręczać. Ale te moje są z zupełnie innej okazji, dziewiąty już raz, bo pierwszych nie liczę. 2008 był pełen początków, tak jak każdy kolejny -ósmy będzie pełen rocznic. Teraz dziesiątych. Nie chcę tu mówić o zakrętach, niemiłości, przemilczeniach i nieobecnościach. Ale to miejsce się we mnie wyryło, dlatego tak ciężko jest mi tutaj nie wracać. Zajrzałam na ten Onet wczoraj, przeniosłam go gdzie indziej, inaczej nie umiem. Przez wiele lat paliłam stare zeszyty na znak protestu, zostawienia za sobą. To tak nie działa. I przecież to ja zawsze najgłośniej krzyczałam, by się nie odcinać. Te strzępki wciąż są w szafie, w kolejnych pudłach zakurzonych i stęsknionych jak te wszystkie oddechy. 

Mimo wszystko uważam, że to dobrze. Że choć jestem dziś na innym etapie życia, poniekąd inna niż wtedy, z innymi priorytetami, marzeniami, wizjami siebie na przyszłość, to właśnie ta przeszłość ukształtowała te dzisiejsze marzenia. Tylko przy okazji kilka tęsknot i lęków. Może też zamknęła kilka dróg, uniemożliwiając stworzenie pewnych późniejszych relacji. Ale te wszystkie decyzje były dobre, potrzebne. I gdybym miała je podjąć raz jeszcze, byłyby takie same

// nie przychodzę tu płakać, wręcz przeciwnie. choć mimo upływu lat wciąż czasem szklą się oczy to uśmiecham się z tymi łzami i myślę, że zamiast żałować czegokolwiek to wolę dziękować, że się wydarzyło. dawno temu przyszłam tu z pewną swoją emocjonalnością, której nie potrafię stąd wyrzucić. wszyscy ją mamy. ja po prostu uważam, że bezcelowym jest ją dusić. i tak naprawdę to ją lubię. hektolitry wylanych kiedyś łez tworzą dziś inne emocje.

20 komentarzy :

  1. Jesteś melancholijna, podobnie jak ja jeszcze do niedawna. Musisz więcej patrzeć w przyszłość, znaleźć sobie marzenia, postawić cel :) Na pocieszenie powiem Ci, że to naprawdę z czasem do Ciebie przyjdzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, to prawda, ale już nie w ten sposób. Mam dużo zajęć, planów, cele. Całkiem fajną codzienność, choć nie lubię mówić tego głośno. Uważam, że ta melancholia od czasu do czasu wcale nie jest zła. Te wprawione czasen w ruch struny nie określają mi dnia dzisiejszego, ale lubię do nich czasem wracać. Wiele lat temu powiedziałam komuś, że nie cofnęłabym się i niczego nie zmieniła, to ponoć niezdrowe. A ja uważam, że tak. Ukształtowało mnie to, dlaczego mam się tego pozbyć.
      Dzisiejsze relacje po prostu nie dają mi "tego czegoś", czego każdy z nas oczekuje w taki czy inny sposób. Nauczyłam się rezygnować z tych, które zawodzą. Toksyny szkodzą.

      Usuń
    2. Wiem o czym mówisz :) Ja sama przez wiele lat traktowałam bloga jako miejsce do wylewania żali i wracałam do niego zawsze gdy było mi smutno, ale z czasem zauważyłam, że na blogu uchodzę za osobę bardzo smutną, depresyjną, a wcale taka nie jestem. Chętnie poczytałabym również o tym, co dobrego się u Ciebie dzieje i jak wygląda Twoje obecne życie. Uwielbiam się inspirować takimi notkami :)

      Usuń
    3. Jeśli Ty się z tym źle i nieswojo czułaś to pewnie, że warto było to zmienić. Ja po prostu wiele lat temu przyszłam tu w jakimś okresie smutku i samotności i uciekłam tu, kiedy potrzebowałam spokoju, miejsca dla siebie, tej samotności właśnie i zrozumienia - siebie, swoich emocji, pewnych uczuć, zachowań... Przy okazji w tamtym momencie odkrywając w sobie cechy, do których wcześniej nie czułam się zdolna. I tak już zostało. Nie odbieram tego miejsca jako kubła do wylewania żalu, bardziej jako zbiór emocjonalności, która jest gdzieś głęboko zakorzeniona i nie okazuję jej na co dzień.
      A dobrych rzeczy dzieje się naprawdę wiele, tylko one tutaj nie do końca chyba są odbierane jako dobre ;)
      Trochę sielanki i słodkości zostawiam na następny post, obiecuję! Będzie wiosennie i utopijnie ;)

      Usuń
  2. Media społecznościowe "zabierają nam" nie tylko rodziny, kontakty międzyludzkie czy świat realny... Ja nie czuję tego aby pisać gdzieś w jakiejś przestrzeni nad którą nie mam kontroli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Coraz więcej wokół nas ludzi, którzy gdzieś się w tym zatracili... choć ja nie powiem, by nigdy nie czuła, że jestem w sieci aż "za bardzo" - właśnie tutaj, w pewnym momencie swojego życia, z różnych powodów.
      Problem z nami też polega na tym, że my sami nad sobą często nie mamy kontroli. Ogólnie, jako ludzie.

      Przypomnisz mi adres bloga?

      Usuń
  3. Cofnąłem się do czasów gdy Onet stał się oazą emocji dla zbuntowanego i pogubionego chłopca. Zaszkliły mi się oczy na myśl, jak długą drogę pokonałem i jak wydoroślałem przez ten czas. Alien, cieszę się, że towarzyszysz mi na tej drodze po dziś.
    Czy zabrzmi to cholernie źle kiedy powiem, że tęskniłem za Twoją melancholią ?
    Przesyłam Ci swój SZCZERY uśmiech, Alien, choć kawa smakuje mi wyjątkowo paskudnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kolejna kwestia, że te miejsca w dużym stopniu poza nami tworzą przecież ludzie. To niewiarygodne jak wielu pamiętam sprzed lat, wciąż gdzieś tu jesteśmy.
      Nie wiem, może z boku, ale ja wiem, rozumiem. Tej melancholii jest we mnie pełno, chyba zawsze będzie, inaczej nie umiem. Czasem tylko bywa głębiej, innym razem znów dotkliwie, ale ja już chyba taka jestem.
      Ja właśnie piję swoją i... dobrze Cię widzieć, Astray.

      Usuń
  4. Też czasem tęsknię za Onetem i tą atmosferą blogosfery, jedyną, niepowtarzalną. Piękną podróż w przeszłość zafundowałaś. I łezka w oku zakręciła. Blog pomógł mi, podobnie jak Tobie, wydorośleć, wiele rzeczy zrozumieć, najwięcej jednak... doświadczyć.
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to blog dał mi te doświadczenia, ale jestem pewna, że gdyby nie on, pewnych rzeczy nie przemyślałabym, nie przeżyła, nie zrozumiała w ten sposób.
      Też! :*

      Usuń
    2. Nie musimy mieć przecież takich samych odczuć, by wiedzieć, ile dla nas znaczą te wirtualne, a jednak bardzo realne zakątki :) To widać, ile razu do Ciebie wpadam.
      :*

      Usuń
    3. To prawda :)
      Nie pamiętam kiedy dokładnie zakładałam pierwszego bloga, ale gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że to tak bardzo wpływa na życie - nie uwierzyłabym.

      Usuń
    4. Daty pierwszego też nie pamiętam, ale przełomowego owszem: 30.10 2008 :) Zawsze staram się obchodzić rocznicę. I tak, masz absolutną rację.

      Usuń
    5. To też pamiętam, 05.05.2008. Pierwszy był ze dwa lata wcześniej, ale to chyba nie ma aż takiego znaczenia. To tutaj jesteśmy najbardziej "sobą", najdłużej, więc to jedyne słuszne rocznice :)

      Usuń
    6. Fajna data, łatwa do zapamiętania :) Mam takie samo zdanie, przybij piątkę!

      Usuń
    7. W sumie chyba tak ;)
      Piątka! :D

      Usuń
  5. najważniejsze to nie żałować swoich decyzji, prawda? bo to naprawdę może zjeść człowieka. do kości.

    nigdy nie sądziłam, że onetowskie blogi tak po prostu znikną. jakoś tak trochę smutno, trochę dziwnie, w końcu wielu blogerów tam raczkowało, w tym i ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślę. Mogłam popełnić wtedy wiele błędów i mogę mieć świadomość, że pewne rzeczy dziś zrobiłabym inaczej, ale gdybym mogła się cofać, nie zmieniłabym tego, choć wiem dziś jakie miało skutki.

      Pamiętam jak one zaczęły się zmieniać, jak ludzie zaczęli się przenosić, zostawiać tamte emocje za sobą. Ale to gdzieś było, a teraz nagle nie ma. W sumie trochę pusto się zrobiło, choćby przez chwilę...

      Usuń
  6. Gdy wspominam przeszłość - tę zapłakaną i pełną pytań dlaczego, to się nawet do siebie uśmiecham. Teraz, po czasie już wiadomo, że TAK MIAŁO BYĆ i też się cieszę, że życie zaprowadziło mnie właśnie tutaj i że jestem tą osobą, którą ta pokręcona przeszłość ukształtowała. Chyba nie ma sensu sprzeciwiać się losowi, bo koniec końców - nie ważne co by się nie stało, to dochodzimy do wniosku, że i tak niczego byśmy nie zmienili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Właśnie o to mi chodziło. Wtedy było ciężko, wtedy bardzo bolało, wtedy wylewałam łzy bólu i ciężko mi było wstać z łóżka, zacząć nowy dzień... A dzisiaj czasem szklą mi się oczy, ale zupełnie innymi łzami, z tym uśmiechem na ustach po prostu się wzruszam. I myślę, że to jest piękne. Że się zdarzyło, że dziś podchodzę do tego w taki właśnie sposób. Nawet jeśli mam w sobie jakąś melancholię, mniejszą czy większą, ona jest moja. I ja ją jednak lubię...

      Usuń