31 sierpnia 2018

Tydzień sentymentów.

Nasze pierwsze pocałunki przed przystankiem, kiedy żal nam było nawet paru minut bez dotyku naszych rąk. Pierwszą noc przegadaną do rana i pierwszą noc, kiedy nie chcieliśmy mówić nic. Pamiętasz pierwszy poranek, który wstawał tylko dla nas, jakby tylko jedna para mogła widzieć wtedy świt...

Bywam ostatnio, trochę przypadkiem, w sentymentalnych dla mnie miejscach. A może to ja, podświadomie, doszukuję się w nich sentymentów. Ten plac, pełen kiedyś samochodów, na którym przesiedzieliśmy niejedne wagary. Trochę też ten, gdzie wszystko zaczęło się na nowo. Gdzie się skończyło. Ale kończyło się wiele razy, w różnych miejscach, a przecież dla mnie samej skończyło się później, w jakiejś samotni. A jednak, czasem, wciąż drga. Pytają mnie ludzie o wspólne życie, cztery ściany, klucze do tych samych zamków. O staż. Mnie się wydaje nie mieć to znaczenia, niekiedy to tylko statystyka, a przecież nie o nią chodzi. To chyba zmęczenie, wiesz? Za dużo wszystkiego. A przecież dopiero się zacznie... Przypominam sobie te rzeczy z uśmiechem, bez żalu, bez drążenia i zadawania pytań, które i tak pozostają bez odpowiedzi. To cześć mojego życia, bardzo duża, po prostu...

4 komentarze :

  1. Lubię wspominać, tak sentymentalnie...

    Czasem mam wrażenie, że liczby przepełniają nasze życie... A może tak mają tylko dorośli, jak mówił Mały Książę?... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie czasem sami wecz przesadnie chcemy nadawać miejscom znaczenie ale...ma wrażenie, że z wiekiem robimy to coraz częściej. Z każdym nagromadzeniem przeżyć to w nas jakby narasta.
    I czasem pewne części wydają się aż za duże żeby je upchnąć gdzieś w sobie, jakby nie mieszczą się w nas ale...jeśli są nasze, to jak mogłyby nas przerastać?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach... lubię wracać do miejsc, które kiedyś miały duże znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sentymenty są dobre. Może to i zmęczenie, ale pozwól sobie na to.

    OdpowiedzUsuń