24 września 2018
Wczensojesienne melancholie.
Kortez w głośnikach, niespiesznie wypalane papierosy, chłodne dłonie. Czerwone światła, puste ulice, ciemne autostrady. Późne powroty do domu. Miała to być pierwsza jesień opleciona kocem na niewielkim tarasie. Pierwsza zima w przykrytym śniegiem ogrodzie z białą ławką pod okrytą bielą jabłonką. Wybieram z Nią projekt domu, mój upadł. Fundamenty mokną wśród rozkopanej ziemi, w której miała przecież kwitnąć lawenda. Wypuszczam z ust powietrze rysujące już delikatną parę, zamieniając obcasy na sportowe buty i czując się już jesiennie, malancholijnie, chłodno. Koc ogrzewa stopy w pokoju, w którym rok temu śpiewałam pod nosem Marzne bez Ciebie. I znów trochę marzne, od środka. Poukładało się trochę, uporządkowało. Każdy koniec jest przecież początkiem. Mam sny owładnięte miłością, budzę się rano z piosenką odbijającą się w głowie i myślę, że to zawsze zapowiadało dobry dzień. Te dni są długie, tygodnie zmęczone, ostatnie wolne weekendy tylko dla mnie. Z dobrą książką, z masą filmów, o których chciałabym czasem komuś opowiedzieć, bo przecież ogląda mi się je dobrze samej. Kawy dziś więcej niż herbaty. Z Nią dziś wypijam zieloną, której następnej lata temu nie zdążyłam zaparzać, kiedy kończyła się poprzednia. Brakuje mi słów, tych pisanych. Tych nicy spędzonych przy sztucznym świetle z ludźmi, których charaktery długimi miesiącami kształtowały się w mojej głowie. Trochę wtedy z nimi żyłam, zaprzyjaźniałam się, śmiałam się i płakałam tysiąckroć. Czasem się boję, że to już nie wróci. Że ten czas minął, że to miejsce zawsze już będzie puste. Ale zawsze to jest przecież bardzo długo. A ja nie lubię wielkich słów rzucać w eter puszczać z wiatrem. Choć ten wieje mocno, odbija się od ścian. Niekiedy myślę, że jesteśmy podobni do siebie. Mam nowe miłości, kilka planów, trochę marzeń. Może one ogrzeją, kiedy już zrobi się mroźno.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Pielęgnuj więc te marzenia, bo może faktycznie okażą się bezcenne o tej porze życia.
OdpowiedzUsuńRównież tęskniłam za słowem pisanym, dlatego ostatnio tonę w książkach. One też potrafią dobrze grzać na sercu.
Sam Kortez kojarzy mi się mega psychodelicznie... Byliśmy na jego koncercie i nie dałam rady bo był tak dołujący, że... :P
OdpowiedzUsuńJa lubię tą jesienną aurę, ten koc, ciepłą herbatę z miodem... Jakoś wtedy człowiek zwalnia i właśnie zbiera mu się na wspominki...
Lubię jesień. Lubię zmieniać jej melancholijne macki na złote i ciepłe poły z wełna – jeszcze zanim mnie dopadną i oplotą w niełasce. Zamieniam niełaskę w miłość.
OdpowiedzUsuńMarzenia i książki również ratują, stymulują, ogrzewają serce. Oby Tobie pomogły.
OdpowiedzUsuńTo miejsce nie będzie puste, bo czuć, że masz do niego serce i zawsze o nim pamiętasz.
Myślę, że jesień jest nieco melancholijna, bo weryfikuje ile z naszych planów na ten rok zdołaliśmy już wykonać. No i pojawia się pytanie- czy zdążymy z resztą? Przypomina, że kolejny raz nie udało się wszystkiego odhaczyć.
OdpowiedzUsuńJedyne co lubię w jesieni to długie wieczory pod kocem, otoczona świecami. I nic więcej - bo zimna nie lubię. :P
wiesz,że jesień działa na mnie tak samo? Mam takie same myśli, pełne smutku, melancholii, dziwnej tęsknoty. Słucham smutnej muzyki i wpadam w jesienny dół...
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Dla mnie chyba nigdy nie ma czasu na melancholie...
OdpowiedzUsuńZawsze wyłączam muzykę, by Cię czytać.
OdpowiedzUsuńOdnajduję cząstkę siebie i myślę, że jeszcze może być inaczej. Zawsze może.
dziwnym trafem czytam ten post teraz, bo... po części czytam siebie.
OdpowiedzUsuń