Wstaję wcześnie rano po kolejnej prawie nieprzespanej nocy. Układam włosy, ubieram się i pędzę, jak zwykle na złamanie karku, na tramwaj, na który cudem, normalne, udaje mi się zdążyć. Kilka spraw na mieście, kilka osób chętnych do spaceru. Małe, niebieskie oczka patrzą na mnie spod kaskady prawie niewidocznych rzęs. Buzia rozjaśnia się w uśmiechu, który odsłania bezzębne jeszcze dziąsła. Małe rączki wędrują ku górze, przebijając się przez gruby materiał beżowo-różowego koca. Czasem sobie myślę, że te małe, płaczliwe istotki, są w stanie rozwiać wszystkie chmury zbierające się nad głowami dorosłych i zamiast lękiem przed jutrem napełnić ich nadzieją na lepszą przyszłość. Tu chyba nawet nie trzeba specjalnie lubić dzieci, by patrząc na nie uśmiechnąć się pod nosem. Potrzeba nam impulsów, które nauczą nas cieszyć się z małych rzeczy. Choćby... z obecności drugiego człowieka, serduszka na patyku czy nowego pluszaka. Nieważne, ile ich wcześniej dostaliśmy. Rzecz w tym, żeby nauczyć się te małe rzeczy zauważać. Ja się dzisiaj cieszę z bezzębnych dziąseł i perlistego śmiechu, serwowanego mi na zmianę z cichym pomrukiwaniem w czasie snu, w towarzystwie których spędziłam (przed)południe.
A Ty? Co sprawiło, że szczerze się dziś uśmiechnęłaś?
Coraz częściej się uśmiecham gdy widzę takie właśnie małe istotki :)
OdpowiedzUsuńCzyżby się w Tobie rozbudzał instynkt macierzyński, czy po prostu lubisz dzieci? :)
UsuńPomału coś się we mnie budzi, ale to już chyba ten czas ;) Dzieci jednak tez lubię :)
UsuńWe mnie już chyba rozkwitło. Jeszcze niedawno - mimo tego, że lubię dzieci - nie podejrzewałam, że go w sobie noszę, nawet gdzieś głęboko ukrytego i uśpionego ;)
UsuńNo widzisz a tu takie zaskoczenie :)
Usuń...nadejście drugiej zmiany ;D
OdpowiedzUsuńAch, dzieci dają tak wiele radości :)
Nadejście drugiej zmiany, czy kogoś na drugiej zmianie..? ;D
UsuńTo prawda, uwielbiam takie maluchy :)
W sumie... to i to ;D
UsuńCoś mi świta, chyba pamiętam jaki uśmiech pojawia się wtedy na twarzy ;)
UsuńTaaaki szeroki ;D
UsuńJa też szczerze uśmiechnęłam się jak mała, prawie roczna istotka się tak ładnie do mnie uśmiechnęła i zaczęła coś do mnie mówić po swojemu.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie dzieci! Ta wyżej opisana ma zaledwie dwa miesiące, nie ma szans na nawet niezrozumiałe słówka. Jeszcze :)
UsuńNie żebym jakoś uwielbiała dzieci, ale seryjnie czasami jak się na nie popatrzy to wystarczy żeby się humor poprawił.
UsuńTo prawda. Ja mam ostatnio kręćka na punkcie dzieci, ale długo nie byłam do nich przekonana, a i tak potrafiły wywołać uśmiech na mojej twarzy.
UsuńMam tak samo. ;)
UsuńMogłabym o tym gadać w nieskończoność. Znam takich, którzy mają już tego dość. Ponoć wpasowałam się w środowisko młodych mamusiek, które mogą całymi dniami rozmawiać o swoich pociechach ;)
UsuńCzasami zastanawiam się jakby to było gdybym miała takie maleństwo... Ale z drugiej strony nie, nie chciałabym, byłabym złą matką, nie wytrzymałabym tego wszystkiego.
UsuńAh nie mów tak! Dlaczego tak myślisz?
UsuńJa też się nad tym zastanawiam. Może nawet trochę za często. ;)
Nie wiem, mam wrażenie, że mam za dużo głupot w głowie żeby zostać mamą, a w sumie... Ja nie chcę mieć dzieci, nie chcę brać na siebie takiej odpowiedzialności... Sama nie wiem. Ale ja właśnie też za często myślę o tym jakby to było.
UsuńW Twoim pisaniu zawsze jest tyle poetyckości, nawet w tak drobnej i małej sprawie jak dzieci. Dla mnie to już szczególny rodzaj abstrakcji, bo postrzegam je zupełnie odwrotnie.
OdpowiedzUsuńNadal mam pewien problem z regularnością czytania postów, ale nadrabiam! Naprawdę :)
UsuńNo... jakoś nie bardzo. Zapomnieli mi dać instynktu macierzyńskiego czy czegoś w tym guście, i wyszło, że małe potworki są tylko potencjalnymi do bycia większymi potworkami.
Blogi trochę utrudniają wyjaśnianie, co się robi ze swoim życiem i jak wykorzystuje się czas wolny... Nie wiem, ja ostatnio żyję trochę poza laptopem, więc to może dlatego?
UsuńAle traktuję to jako przestrogę - nie otwierać się na dzieci ;)
Ja nie mam podejścia do dzieci, ale ich uśmiechy uwielbiam. Są najszczersze na świecie :)
OdpowiedzUsuńNawet i mnie ostatnio zdarzyło się uśmiechnąć na widok radosnego dziecka... :P Za to kiedy babcia posadzi koło mnie w autobusie bachora, który ciągnie za mój pasek od torebki i przeczepione breloczki, to od razu odechciewa mi się mieć z dziećmi cokolwiek wspólnego. (A ten bachor doskonale zdawał sobie sprawę, że źle robi.)
OdpowiedzUsuńAch, dzieci :) Ja ostatnio zauważyłam zmianę, nawet nie wiem, czym spowodowaną... dzieci na drodze odwzajemniają mój uśmiech! :D Wcześniej krzywiły twarz lub zabierały się do płaczu... A nawet taki mały dżentelmen zamiast do mamy, dreptał w moją stronę i wyciągał rączki, kochane :)
OdpowiedzUsuńWiele, wiele rzeczy. Takich, o których nawet bym się nie spodziewała, że wywołają uśmiech na mojej twarzy... :)
OdpowiedzUsuń