18 marca 2015

Tęsknoty małe i duże.

Wracam do domu, w środku nocy, właściwie nad ranem. Wskazówka licznika przesuwa się coraz szybciej, z głośników dobiegają coraz cichsze dźwięki. Nie wiem dlaczego, ale nocą radio zamiast budzić - usypia. Śpiewam pod nosem lekko kołysząc ramionami, z nikłym uśmiechem na ustach, ukrytym w ciemności. Dziś uśmiecham się do siebie. Mam w życiu taki okres, kiedy trzeba podjąć decyzje. Nie jedną a kilka. Te noce za kierownicą, które ostatnio się mnożną, pozwalają spokojnie przemyśleć pewne sprawy. I choć to nie są rzeczy, o których decyduje się na szybko, niedzielny poranek w aucie przyniósł impuls, by spakować walizkę, zamknąć drzwi i wszystko co było dotychczas i wszystko co jest tutaj, zostawić za sobą. Jestem zmęczona. Moja nieobecność tutaj nie bierze się z braku chęci dzielenia się z Wami myślami, ani z braku możliwości ubrania tych myśli w słowa. Ja po prostu nie mam czasu. Na nic. Szesnastogodzinne dni pracy, sześć takich w tygodniu, plus niedziele spędzone na telefonie, bywają jednak męczące. Na ten weekend wybrałam się w miejsce, które kocham całą sobą. Brakowało mi tego. Głębokiego oddechu zaczerpniętego nad jeziorem, w scenerii najpiękniejszej z możliwych, choć słońca nam trochę zabrakło. I tej bliskości. Osób, które sama sobie wybieram. Spędzam całe dnie z ludźmi, których imion nie zapamiętuję i których prawdopodobnie nie poznam na ulicy. Z ludźmi, którzy nie mają najmniejszego znaczenia. Trochę brakuje mi momentów, kiedy można było po prostu iść na spacer, odstresować się, porozmawiać o niczym. Z kimś bliskim, naprawdę ważnym. Mam pracę, która daje możliwości. Pracę, która niesie perspektywy. I dziś rozumiem te filmy i książki, w których często pada pytanie: po co mi to wszystko, skoro nie mam czasu się tym cieszyć? Ja nie mam ani czasu ani tej radości, która była we mnie trzy miesiące temu. Może w życiu nie chodzi o to, żeby spełniać ambicje nie do końca swoje, ale żeby rzucić wszystko w cholerę, spakować walizkę i od zera zacząć w miejscu, które... po prostu jest piękne? Bo najważniejszy jest widok za oknem. I nie mam tu na myśli tylko tego, co faktycznie mamy za ścianą. Po prostu to, co widzimy otwierając oczy. Bo mnie, z samego rana, już brakuje oddechu...

6 komentarzy :

  1. Chciałabym nie mieć czasu i żyć intensywnie, zamienimy się? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj czego sobie życzysz...
      Ja też chciałam. Ale mając na sześć tygodni jeden dzień wolny, w pozostałe pracując po szesnaście godzin (plus telefon po i przed tym), brakuje... wszystkiego. Muzyki nawet nie słucham. Oszaleć idzie. I fizycznie nie daje się rady.

      Usuń
    2. Nie wiedziałam, że jest aż tak źle :(
      Z drugiej strony siedzenie w domu samej też może wykończyć totalnie. Z niczym teoretycznie nie można przesadzać, ale życie i tak decyduje za nas niejednokrotnie.

      Usuń
  2. Jak dobrze, że wróciłaś...Mnie też czeka intensywny czas...ale jakoś potrafię tego zwinnie unikać ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obiecuję, że na dobre.
      Mnie nie chodzi o unikanie, ja lubię intensywne okresy. Ale to mnie męczy, zwyczajnie...

      Usuń
  3. Myślę, że w życiu każdego przychodzi taki moment gdzie nie ma czasu nawet za przeproszeniem tyłka sobie podetrzec. Ale to jest tylko taki okres, trzeba pamiętać że to są tylko chwilowe stany, które prowadzą do jasności umysłu i człowiek wtedy sam zdaje sobie sprawę że nie na tym życie polega, za samym dążeniem za ambicjami ;)
    Tylko daj sobie czas.

    OdpowiedzUsuń