28 marca 2021

Trzynaście zielonych oddechów.

 Przybora do Osieckiej lata temu pisał, że "przypadkowość skończyła się, bo przecież my byliśmy tamtej nocy umówieni od lat".

Tańcząc wielokrotnie do różnorakiej muzyki znalazłam tę, w rytm której stawiam dziś kroki. 31 grudnia, patrząc w przestrzeń przed sobą, pomyślałam, że trzynasty rok musi przecież coś zmienić. Trzynaście lat to dużo czasu. Śpiewam dziś, krwistoczerwonymi ustami, w ślad za Wieniawą, "zabierz tę miłość". Rzucam w tę panoramiczną przestrzeń i zostawiam za sobą trzynaście długich lat tęsknoty, która kilka miesięcy temu została w innym miejscu i pierwszy raz od dawna nie tęsknie w sposób, który paraliżował mnie przez lata.

Tląca się dziś w sercu tęsknota jest inna. Staje przede mną i nie obiera mi oddechu, nie dodaje skrzydeł. Życie nabrało tempa i zatrzymuje się w biegu na chwilę zamkniętą w ramionach, które obejmują mnie w sposób, w który żadne inne nigdy nie objęły. Jest, po prostu. Staje przede mną i patrzy w tym samym kierunku, chroniąc przed światem i pozwalając być słabszą wiedząc, że wcale się taka nie czuję. Splata palce z moimi i składa usta na policzku, obejmując w talii i chłonąc zapach, otaczając swoim, dając poczucie i cichą obietnicę "do zobaczenia", w którą wierzę. Nie musi nadawać rytmu krokom, stawiać swoich równo z moimi, bronić ani wskrzeszać utraconych nadziei. Budzę się otoczona ciepłem, które sama dozuje i zasypiam otoczona ramionami, które nie dają, ale dopełniają pewne poczucie bezpieczeństwa. Sama sobie stałam się oazą, do której lubię wracać, w grze melancholii i masochizmu spotęgowanego muzyką. Z piosenkami, które wyszły z listy zakazanych, wywołując sentyment, nie ból. Trzynaście lat bezdechu. Tak właśnie się czuję. Wypuszczam powietrze, uwalniam emocje, dając przestrzeń dla nowych. I czuję się... sobą, ze wszystkim na miejscu. Trzynaście lat później, już bez zielonych oddechów. I pierwszy raz, naprawdę, ta myśl mnie nie boli. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz