23 września 2022

Dwa lata stęsknionych oddechów.

Minęły prawie dwa lata, odkąd byłam tu ostatnio. Choć to wcale nieprawda. Jestem częściej, zaglądam, patrzę w zdjęcie w nagłówku i szukam, trochę samej siebie, trochę tego... wszystkiego, co zostawiałam tu przez lata. Brakuje mi tego. Pisania, muzyki, niebycia w świecie i bycia z samą sobą. Coraz częściej sięgam po długopis, jakby po czasie chcąc znów pisać pamiętnik. Lub listy, bo przecież tych mam najwięcej. Jak Osiecka z Przyborą, stos listów na wyczerpanym papierze. I tak, pierwszy raz od bardzo dawna, chcę to z siebie wylać i zostawić, nie kolekcjonować kartek, kolejnych, nie wyrzucać ich ani delikatnie nie chować do pudeł, a po prostu mieć, tutaj, w miejscu, w którym to wszystko się zaczęło. Choć może i to nieprawda, bo choć wracam tu od czternastu lat, to wcale nie tutaj zaczynałam, a właśnie tam, na kartach papieru... 

Być może kochałam Cię zbyt długo, by pewnego dnia po prostu o Tobie zapomnieć. Biorę do ręki kartkę i długopis i myśl o Tobie jest pierwszą, jaka jawi mi się w głowie. Prawda jest taka, że chyba wszystko co ważne w moim życiu, pisałam właśnie do Ciebie. I kiedy po latach chciałabym do tego wrócić - muszę wrócić do Ciebie. Do cichych lub wypełnionych muzyką nocy, do tamtego pokoju, tamtych uliczek, dziewczyny, którą dziś już nie jestem, a za którą coraz częściej tęsknię. Znałam ją, kochałam i czułam się z nią bezpiecznie. 

Chciałabym Ci opowiedzieć ostatnie dwa lata, ale nie umiem od tak ubrać ich w słowa. Ze świstem wypuszczam powietrze, obcasy stukają w posadzkę, a ramiona mają ochotę same siebie przytulić. Robiłam to tysiąckroć, kiedy łzy w ciemnym domu lały się po policzkach bezgłośnie, bo gardło nie miało już siły wydobywać z wnętrza dźwięków. Z resztą wiesz najlepiej, że kiedy serce rozpadło się na tysiące milionowych kawałków, w środku zapanowała cisza zbyt głośna i dotkliwa, by kiedykolwiek móc o niej zapomnieć. 

Ostatnie dwa lata wypełnione były pracą. Weszłam na pewne wyżyny własnych możliwości, pracy na dwóch etatach, nauki, o której kiedyś mogłam tylko marzyć. Zamieniłam powieści na kodeksy, a czyste kiedyś biurko pełne jest papierów, w których sama w pewnym momencie zaczęłam się już gubić. Pisanie ograniczyło się do notatek i paragrafów, a z perspektywy czasu myślę, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Nie zrozum mnie źle, ja lubię to, co robię i kiedy w pewnym momencie życia myślałam o tych studiach, tej pracy, tej codzienności, zdawało mi się to tak naiwne i ulotne, że nie warto wydawało mi się tego łapać. A dziś po prostu się wydarza, znacznie łatwiej niż powinno. 

Ostatni rok wypełniony jest rozmowami i uśmiechem. Ma niebiesko-zielone tęczówki, oplata mnie zapachem i denerwuje jak nigdy nikt w życiu. Coś na kształt tego, czego nigdy nie chciałam. I znów, dziś po prostu się wydarza. Zamiast ławki pod jabłonką, która do dziś nie stanęła, są własne cztery kąty, wypełnione miłością i rzucaniem talerzami, na które czasami najzwyczajniej w świecie nie chcę mi się odpowiadać. A pamiętasz, że chciałam silnych charakterów i kłótni pozwalających co wieczór się godzić? Być może zapomniałam po drodze o tym, że zawziętość nie pozwala wyciągnąć ręki na zgodę, a połamane kiedyś elementy zawsze już będą miały rysy. I one się czasem odzywają. Coraz częściej myślę, w pełni tego świadoma od zawsze, że miłość to nie wszystko. Być może relacje to pewien rodzaj transakcji, w którą człowiek wchodzi z rozsądku w bardzo wielu kwestiach, a miłość jest, lub raczej może być, tylko dodatkiem. Z resztą trzymam się tego, co powiedziałam w jego temacie rok temu. Ja się nie zakochuję. Przechodzę przez motyle w brzuchu zbyt szybko, by w ogóle zwrócić na nie uwagę i nagle wydarza się rzeczywistość, a obecność lub (nie)bycie staje się decyzją. Właśnie tak, wspólne życie to wybór, decyzja. Nie lubię określenia potrzeby, nie chcę być potrzebna, nigdy. Chcę być chciana, a to ogromna różnica. I wiem, że jestem. W całym gąszczu nerwów, krzyków i pozornej obecności. Boję się tylko, że rutyna zeżre dobre emocje i zostanie obojętność, którą czułam w tamtym pokoju. Znam, kocham i tęsknię za tamtą dziewczyną, ale bezpieczeństwo jej obecności nie powinno się ziścić. Ot, wciąż jestem pełna sprzeczności, choć starsza o ponad dekadę. 

Tęsknię za laptopem na kolanach, za zieloną herbatą pod ręką, za zapachem waniliowych świeczek i czasem, gdy uśmiech sięgał oczu. Od paru miesięcy nie sięga, z wielu powodów, a jednym z nich jest to, czego zawsze się bałam, czyli brak możliwości podjęcia pewnych decyzji. Wiesz, w całym tym przekonaniu, z wizją samej siebie i życia za kilka czy kilkanaście lat, chciałabym móc mieć wybór. Myślę, że byłabym fajną Mamą. Słuchającą, kochającą, chcącą być a nie bywać, przytulać i dawać poczucie bezpieczeństwa. Przecież ja zawsze lubiłam dzieci, nawet mówiąc, że nie chcę ich mieć. Ale możliwość tego wyboru została mi odebrana i choć pozornie nie mam z tym problemu, chyba zawsze będzie mnie to bodło pod skórą, raz mniej, raz bardziej, a raz będzie kruszyć kolejne fragmenty, pozostawiając kolejne blizny i wyciszając kolejne emocje i uczucia. Ot, tak czasem bywa. 

Uśmiecham się na wspomnienie pierwszego papierosa, wypalonego na rogu Szarych Szeregów, do dziś lubię to miejsce w pewien paradoksalny z pewnością sposób. Mam dziś przestrzeń na słowa i muzykę i brnąc do tego momentu czuję, jak schodzi ze mnie ciśnienie tak, jak zeszło wtedy, lat temu dziesięć, z tamtym dymem. Dziś palę za dużo, za często i zbyt gwałtownie. Ale czasem wracam w trakcie do tamtego popołudnia i Twoich pustych oczu. Słowami do Ciebie wracam, a z każdym papierosem wypuszczam trochę Ciebie z siebie. Choć wciąż jestem pewna, że nawet jeśli pewnego dnia odkryłam, że patrząc na zdjęcia już nie trzęsą mi się ręce, to nie zapomnę, bo jest w tym coś pierwszego. Coś, co się nie zdarzyło, choć prawdopodobnie powinno. I lubię do Ciebie wracać. Do siebie z tamtych czasów i uczuć, nieobecności, które jak nic wcześniej i nic później, były bezpieczne. 

Bardzo za tym tęskniłam. Nie ma mnie bez tych słów i emocji, to się chyba nie zmieni.

4 komentarze :

  1. Wzruszenie, to je czuję. Bo mimo że jesteś starsza. Twoje życie wygląda inaczej, to wciąż Ty. Pozostałaś sobą, czuć to od pierwszych słów. I cieszę się, że trafiam tu właśnie teraz, w trudnym dla mnie momencie. Nieważne, że tysięcznym trudnym. To dla mnie znak, że zawsze warto pamiętać: o dobrych czasach i życzliwych ludziach. Z obu światów, realnego i wirtualnego. Chciałabym powiedzieć więcej, ale emocje biorą górę.
    Ściskam mocno :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej jakie to wzruszające. Brzmi bardzo autentycznie. Powracać do siebie sprzed lat hmm.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie wrażenie, że ostatnio wiele z nas, ma taki czas rozliczenia z tym co było kiedyś, co teraz i jutrem. Lubię myśleć o tym jaka byłam, nie lubie siebie teraz, ale wiem jaka chce być jutro. Przeszło jest dobra, kształtuje nas. Chociaż często boli.

    Świetny wpis 🤎

    OdpowiedzUsuń